" Skąd, mam na dłoniach nieba ślad? Nie pytaj mnie. Jak mogłam zgubić się wśród ulic, które znam? Nie pytaj mnie. O czym w środku dnia potrafię śnić? Nie pytaj mnie. Gdy wśród przechodniów nagle staje, zamiast iść. Nie pytaj mnie. Czuje, że sama sobie tego nie zmyśliłam, Kolejnej z dróg, szukając znów.
Wyniki wyszukiwania frazy: podtrzymanie,na,duchu - wiersze. Strona 661 z 666. motylek96 Wiersz 9 marca 2012 roku, godz. 1:02 75,2°C jestem i tak się
Wyniki wyszukiwania frazy: matoły na stanowiskach - wiersze. Strona 653 z 666. motylek96 Wiersz 9 marca 2012 roku, godz. 1:02 75,2°C jestem i tak się
Pojawia się pierwszy promień na horyzoncie życia. Po chwili słychać płacz dziecka, krzątające się pielęgniarki, lekarzy widać radość na twarzy matki oświetlonej słońcem. To początek dnia, wędrówki Słońca po widnokręgu. Z czasem świeci ono coraz mocniej jednak cały czas nieśmiało. Słychać tupot małych stópek,
Nikt na świecie nie wie, Że się kocham w Ewie. Nikt na świecie nie wie, nikt. Tego nikt nie zgadnie, Co mam w sercu na dnie - Tylko ja mój sekret znam. 154. O miła mojaO miła mojaO miła mojaO miła moja. 1. Serce moje płacze i na ziemi jest mi źle, Bo dziewczynę którą kocham opuściła nagle mnie.
Lecz nie tylko na czarnym świat się opiera, Skąd mam na dłoniach nieba ślad? w jego dłoniach płynnie poruszają się
DIVgSX. Russia is waging a disgraceful war on Ukraine. Stand With Ukraine! Wykonawca: Ala Boratyn (Alicja Julia Boratyn, Ala, Alicja Boratyn A. Boratyn, Ala, Ala Boratyn) Piosenka: Nie pytaj mnie ✕ Nie pytaj mnie /x3 Skąd mam na dłoniach nieba ślad? Nie pytaj mnie Jak mogłam zgubić się wśród ulic, które znam Nie pytaj mnieO czym w środku dnia potrafię śnić? Nie pytaj mnie Gdy wśród przechodniów nagle staję, zamiast iść Nie pytaj mnieRef.: Czuję, że sama sobie tego nie zmyśliłam Kolejnej z dróg szukając znów Czuję, jak w moim sercu rodzi się nadzieja Gdy biegnę już kolejną z dróg /x3(dalszy ciąg pełnej wersji -> ) (continuation of the full version -> )Skąd ja twoje tajemnice znam? Nie pytaj mnie I o czym myślę, kiedy patrzę w twoją twarz Nie pytaj mnieKto mnie uczył zatrzymywać czas? Nie pytaj mnie I czemu nocą czarne słońca w oczach mam? Nie pytaj mnieRef.: Czuję, że sama sobie tego nie zmyśliłam Kolejnej z dróg szukając znów Czuję, jak w moim sercu rodzi się nadzieja Gdy biegnę już, kolejną z dróg Kolejną z dróg Kolejną z dróg Ostatnio edytowano przez Floppylou dnia sob., 27/06/2020 - 17:48 transliteracja Не пытай мне /x3 Скѫд мам на длонях неба сьляд? Не пытай мне Як моглам згубить сѩ всьро́д улиц, кто́рэ знам Не пытай мнеО чим в сьродку дня потрафѩ сьнить? Не пытай мне Гды всьро́д преходнё́в нагле стаѩ, замяст исть Не пытай мнеРэф.: Чуѩ, же сама собе тэго не змысьлилам Колейнэй з дро́г шукаѭц зно́в Чуѩ, як в моим сэрцу роди сѩ надея Гды бегнѧ юж колейнѫ з дро́г /x3(дальши тѭг пэлнэй вэрсъї -> )Скѫд я твое таемницэ знам? Не пытай мне И о чим мысьлѩ, кеды патрѩ в твоѭ тварь Не пытай мнеКто мне учил затримывать час? Не пытай мне И чему ноцѫ чарнэ слоньца в очах мам? Не пытай мнеРэф.: Чуѩ, же сама собе тэго не змысьлилам Колейнэй з дро́г шукаѭц зно́в Чуѩ, як в моим сэрцу роди сѩ надея Гды бегнѧ юж, колейнѫ з дро́г Колейнѫ з дро́г Колейнѫ з дро́г Przesłane przez użytkownika Angel of Speed w śr., 27/04/2022 - 00:37 ✕ Dodaj nowe tłumaczenie Złóż prośbę o przetłumaczenie Pomóż przetłumaczyć utwór „Nie pytaj mnie” Kolekcje zawierające "Nie pytaj mnie" Music Tales Read about music throughout history
Joanna Krężelewska Dwanaście miesięcy. Ciszy, lęku, rozpaczy. Rozważania mnóstwa scenariuszy. Co mogło się stać? Dlaczego ukochana mama, żona i babcia zniknęła bez śladu? Czy żyje? Od roku bliscy szukają Elżbiety Chciałabym poznać prawdę. Jakąkolwiek. Nawet tę najboleśniejszą. Najgorsza jest niepewność, co stało się z mamą – mówi Natalia Wiśniewska. Prawdę chciałaby poznać nie tylko ona. Mundurowi, z którymi od miesięcy rozmawiamy o sprawie, mówią o niej krótko: tajemnicza i niezwykła. Takie historie zdarzają się bardzo rzadko. W ciągu ostatnich 15 lat – trzy. Elżbieta Giedo jest trzecią zaginioną osobą, której sprawa w koszalińskiej policji wciąż pozostaje otwarta. Był czas, że nadzór nad postępowaniem prowadziła Komenda Główna Policji. Stołeczni funkcjonariusze ocenili, że wszystkie działania przebiegały zgodnie z procedurami. Niestety, losy zaginionej pozostają nieznane. Przebieg zdarzeńJest 13 lipca 2021 roku. Wtorek. Małżonkowie Giedo Paweł i Elżbieta jadą z Koszalina do Rosnowa. To około 20 kilometrów od centrum miasta. Tam nad jeziorem mają działkę, a Elżbieta coraz częściej chce wolny czas spędzać właśnie tam. Jest szefową koła wędkarskiego, a jej ogród zachwyca dopieszczonymi przez gospodynię roślinami. 14 lipca do Rosnowa miała przyjechać córka i wnuczek. Wspólnie mieli świętować 65. urodziny pani Elżbiety. Paweł Giedo też miał przyjechać następnego dnia. Teraz tylko przywiózł żonę. – Wróciłem do Koszalina. Rano, w dniu urodzin żony, zadzwoniłem z życzeniami. Rozmawialiśmy jeszcze przed południem, kiedy szła do sklepu – 14 lipca. Rodzina dojeżdża na działkę około siedemnastej. W kuchni czeka na nich gotowy obiad, obrane ziemniaki. Nigdzie nie ma jednak gospodyni. Córka pani Elżbiety Natalia dzwoni na komórkę mamy. W telefonie odzywa się obcy, kobiecy głos. Nieznajoma informuje, że mama trzy godziny wcześniej weszła do lasu i już z niego nie wyszła, a ona nie wie, co się stało. - W miejscu, gdzie rozstała się z koleżanką, zostawiła dokumenty, telefon, nawet papierosy, z którymi się nie rozstawała – opisuje córka. Rodzinie i śledczym udało się odtworzyć przebieg zdarzeń sprzed zaginięcia. Elżbieta Giedo spotkała się z biwakującą w lesie kobietą. Miały przeprawić się pieszo przez rzekę Radew. Sztuka się nie udała i kobiety przewróciły się w rzece. W jej nurcie koleżanka zgubiła swój telefon. Gdy dotarły na drugi brzeg, niedaleko tamy, która spiętrza wodę na potrzeby pobliskiej elektrociepłowni, Elżbieta zostawiła znajomą na brzegu i weszła do lasu. Rosnowski las ciągnie się od miejscowości aż do drogi krajowej numer 11. Po raz ostatni Elżbietę Giedo widziano około szesnastej na parkingu leśnym przy drodze nr 168, prowadzącej do miejscowości Rosnowo, gdzie znajduje się przejazd kolei wąskotorowej. Od miejsca, gdzie kobieta weszła do lasu, w linii prostej to ponad cztery kilometry. – Widział ją jej znajomy. Pozdrowił ją, ale nie odpowiedziała – opowiada Paweł Giedo. W tym miejscu ślad kobiety się urwał. Tu trop zgubiły też policyjne psy. 365 dni poszukiwańPrzez wiele dni policjanci, strażacy, ratownicy WOPR przeszukiwali hektary lasu. Płetwonurkowie sprawdzili okoliczne zbiorniki wodne. Rodzina zaangażowała nawet jasnowidza. Jednak wskazane przez niego miejsca nie potwierdziły się. Córka zaginionej z latarką w dłoniach i duszą na ramieniu przeszukiwała nie tylko las, ale i okoliczne pustostany. W sumie w akcji uczestniczyły setki osób, mundurowych, ale i mieszkańców, wolontariuszy. Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu. Nie natrafiono na żaden ślad zaginionej. – Sprawdziliśmy tereny wskazane przez wędkarzy, jako chętnie odwiedzane przez Elżbietę Giedo. W akcję poszukiwawczą włączonych zostało pięć psów, wyszkolonych do odnajdowania zwłok. Wykorzystywaliśmy dron z kamerą termowizyjną – wylicza nadkom. Monika Kosiec, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie. Mimo wielu reportaży i zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań, wciąż nie wiadomo, co stało się z Elżbietą nadal sprawdzają szpitale i urzędy w całej Polsce. Weryfikują, czy do izby przyjęć nie trafiła osoba, która nie potrafi potwierdzić swojej tożsamości. Pani Elżbieta miała bowiem problemy z pamięcią i orientacją w terenie. – W połowie sierpnia odbędą się kolejne poszukiwania w lesie. Przyjadą wyszkolone psy z całej Polski. Teren został podzielony na sektory i każdy z nich ponownie zostanie sprawdzony. Działania będą nakierowane na odnalezienie zwłok. Przy czym chcę podkreślić, że wciąż nie wykluczamy żadnego scenariusza zdarzeń – przekonuje policjantka. Świąt już nie ma Niemożność wykreślenia jakiejkolwiek wersji trawi rodzinę. - Każdego dnia towarzyszy nam niepewność. Ona jest najtrudniejsza. I bezsilność. Jeśli stało się najgorsze, jeśli mama nie żyje, chcielibyśmy się z nią odpowiednio pożegnać – mówi córka. Żaden z dni tego roku nie był podobny do tych z lat poprzednich. - Mama była urodzoną organizatorką. Motorem i inspiracją naszych działań. Rozdzielała zadania, motywowała nas. A teraz została po niej wielka pustka. W święta staraliśmy się być wszyscy razem. Całą rodziną. Ale były to inne święta. Raczej czas ciszy niż radości – dodaje lipca, dzień, w którym mama świętowałaby 66. urodziny, Natalia spędziła na ukochanej działce pani Eli. – Znajomi umówili się chyba na dyżury przy mnie, bo co chwila ktoś wpadał na kawę. Przyszła też kuzynka mamy. Długo rozmawiałyśmy. Powiedziałam jej, że dziś nawet praca w ogrodzie jest dla mnie trudna. Kwiatki, krzewy – widzę, że mama już nie dba o nie i to jest potwornie smutne. A im brakuje jej ręki – mówi. Nie została na noc w domku. – Wróciłam do Koszalina. Przejeżdżałam obok tamy, przy której mama weszła do lasu. Poczułam ciarki… Czas nie łagodzi ran. To nie jest prawda. Ciągle czuję, jakbyśmy wczoraj jechali na ten urodzinowy obiad. Jak trzymam w dłoniach telefon swój i mamy. Jak oba ciągle dzwonią. Jak przyjeżdżają policjanci z psami, a tłum ludzi angażuje się w poszukiwania. Pogodzić się z brakiem osoby to jedno, ale z życiem w zawieszeniu między dwoma światami, w niedopowiedzeniu, nie da się – opisuje Natalia. Żałoba niedomkniętaDo tego dochodzi mnóstwo problemów formalnych. W świetle prawa Elżbieta Giedo żyje. Ma ciągle firmę, musi płacić rachunki. Po długich bataliach udało się załatwić kilka spraw z operatorami sieci komórkowych, z bankiem. Natalia chce zostać kuratorem mamy, by móc w jej imieniu dokonywać formalności, ale decyzje w tej sprawie podejmie sąd. - Myślę, że szansa, że mama żyje, jest niewielka. Z własnej woli na pewno przez rok nie byłaby w stanie się do nas nie odezwać – mówi. Rodzina funkcjonuje w permanentnym trybie czuwania, który określa się mianem niedomkniętej żałoby. To emocjonalne zawieszenie - z jednej strony bliscy Elżbiety Giedo prowadzą „normalne” życie, bo muszą jakoś funkcjonować; z drugiej zaś zaginiona jest cały czas obecna w ich codzienności. - Jeśli mama nie żyje, chciałabym móc się z nią pożegnać. Pójść na cmentarz, zapalić znicz. Chciałabym mieć pewność… – rozkłada ręce Natalia. Osoby, które mają jakiekolwiek informacje na temat Elżbiety Giedo, proszone są o kontakt z dyżurnym Komendy Miejskiej Policji w Koszalinie pod numerem telefonu 47 78 415 11 lub 47 78 414 70. - Wiem, że wiele osób cały czas ma oczy szeroko otwarte. Za to i za każdą pomoc, za wsparcie i zaangażowanie w poszukiwania z całego serca dziękujemy – podkreśla Natalia Wiśniewska.
Więcej wierszy na temat: Na dzień dobry « poprzedni następny » Ślad stóp widoczny na tej plaży trwania, samotny więc uparcie zmywany przez fale i myśli, co szemrzą tęsknotą ogromną by obok ten drugi odcisnął się trwale. Ślad dłoni na niebie prawie niewidoczny wciąż szuka gwiazdy, która przeznaczona tej, co mroki samotności potrafi rozproszyć czesze niebo uparcie bo nie wie gdzie Ona. Ślad ust na szybie odciśnięty trwale i twarzy, co przylgnęła wyglądając świtu z nadzieją, że się zjawi w promieniach poranka jej postać by wyciągnąć go z mocy niebytu. Ślad serca na brzozie wyciętego dawno pozostał choć natura chce temu zaradzić tak on trwa i wierzy, że ją kiedyś znajdzie ono mu to mówi, a serca nie zdradzi. 1 maja 2007, godz. Dodano: 2007-05-09 06:22:30 Ten wiersz przeczytano 763 razy Oddanych głosów: 19 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
Rzeczywiście było ich dwoje: starszy chorąży Breti Liwano oraz bosman Hella Tiro-Sabal. Nikka zdziwiła się słysząc podwójne nazwisko dziewczyny, ale nie dała tego po sobie poznać. Irri przedstawił ich krótko, po czym pozwolił Nikce odejść. Nowi adiutanci zaprowadzili ją do kwatery, bo przecież sama nie miała pojęcia, gdzie to jest. Były to pokoje na trzecim piętrze przy końcu korytarza. Breti Liwano otworzył przed nią drzwi i zaczął mówić: - Proszę, pani komandor. Tutaj po prawej jest nasz pokój, ale to pewnie pani nie interesuje... Dalej prosto pani gabinet, salon i sypialnia. Nie ma jadalni, bo przecież jemy w mesie na parterze. To znaczy, przepraszam, pani będzie jeść w mesie oficerskiej, na pierwszym piętrze… Chłopak chyba się denerwował, bo plótł trochę bez ładu i składu, ale Nikka nie kazała mu przestać. Przytakiwała mu udając skupienie, ale jej uwagę przykuło co innego: stojak na broń w niewielkim przedpokoju, na którym ktoś umieścił trzy karabiny. Co prawda były to tylko Skry, nie jej ulubione Żary, ale dobrze było mieć broń pod ręką. - Dobrze, przejdźmy teraz do mojego gabinetu. Chciałabym was lepiej poznać. - Poczuła się nieswojo wymawiając te słowa, ale Breti zamknął się natychmiast i bez żadnego sprzeciwu otworzył przed nią kolejne zostały urządzone podobnie do pokojów Wielkiego Admirała, lecz były dziwnie puste. Stały tu tylko podstawowe sprzęty i brakowało jakichkolwiek ozdób, obrazów, luster czy nawet książek. Nikt nie zaciągnął zasłon i przez wychodzące na wschód okna wpadało dostatecznie dużo światła późnego popołudnia, by nie trzeba było jeszcze zapalać lamp. Przy biurku stał tylko jeden fotel. Niedobrze, nie chciała rozmawiać z adiutantami trzymając ich w pozycji na baczność. Postąpiła krok w stronę przejścia do salonu, ale przypomniało jej się, że teraz ma od tego Starszy chorąży, proszę przynieść dwa krzesła, zakładam, że jakieś są w salonie - rozkazała chłopakowi. W myślach nazywała go chłopakiem, choć był od niej starszy o jakieś pięć lat, może więcej. Poczekała, aż ustawi siedzenia przed biurkiem i kazała im zająć miejsca. Dopiero wtedy sama usiadła i poświęciła chwilę na przyjrzenie się swoim nowym był duży i barczysty, wyglądał jak doker albo robotnik rolny. W ostatnim czasie zajmował się jednak czymś innym, bo twarz miał bladą, a dłonie gładkie. Brązowe włosy ścinał krótko. Wciąż wyglądał na zdenerwowanego, kładł dłonie na blacie, zdejmował, nie wiedział, co z nimi zrobić. Jak taki nieśmiały chłopak dosłużył się stopnia starszego chorążego? Musiało być w nim coś więcej. Rozkręci się, kiedy tylko poczuje się tu trochę to Hella siedziała prawie bez ruchu, na samym brzegu krzesła, spięta i czujna. Na pierwszy rzut oka wyglądała niewinnie z drobną twarzą, zadartym noskiem i wydatnymi ustami. Ciemnoblond, nieco szarawe włosy wymykały się z warkocza - Nikka też miała ten problem. Ale spojrzenie brązowych oczu było zimne i nieufne. Komandor nie mogła sobie pozwolić na jakąkolwiek nieufność ze strony swoich adiutantów. Będzie musiała nad tym Na początku ustalimy zasady - zaczęła wreszcie. - Wygląda na to, że spędzimy ze sobą dużo czasu. Będziecie moim wsparciem, moimi podwładnymi, towarzyszami, powiernikami i przyjaciółmi. - A przynajmniej mam taką nadzieję, dodała w duchu. Pochyliła się do przodu, by być bliżej adiutantów. - Kiedy jesteśmy sami, mówimy sobie po imieniu. Nie bójcie się zadawać pytań i wyrażać wątpliwości, nie zjem was. To na pewno chwilę potrwa, ale wierzę, że nasza współpraca ułoży się korzystnie dla nas wszystkich. Jestem Nikka Selino, komandor Wojsk Królestwa Akurii, a wy jesteście moimi ludźmi. Pewnie słyszeliście o mnie różne rzeczy, ale najlepiej będzie, jeśli o nich zapomnicie i poznamy się od nowa. Na razie zapamiętajcie jedno: ja zawsze dbam o przemowę, która chyba zabrzmiała poważniej, niż to zaplanowała. Trudno, w końcu musieli zająć się poważnymi sprawami. - A teraz chciałabym porozmawiać z wami na osobności. Może zaczniemy od ciebie, Breti. Hella, proszę, zaczekaj na zewnątrz. To nie potrwa długo - delikatnie uśmiechnęła się do dziewczyny. Ta nie zmieniła wyrazu twarzy, mruknęła coś, co miało być potwierdzeniem, i wyszła bez słowa. Nikka zdziwiła się, że nie trzasnęła drzwiami do kompletu. Nie miała pojęcia skąd ta wrogość, przecież dopiero co się poznały. Zapyta o to za chwilę, najpierw zajmie się łatwiejszym Breti Liwano, tak? - zaczęła, a on gorliwie potwierdził kiwając głową. - Powiedz mi proszę, dlaczego tak się denerwujesz? Przecież nie jestem aż tak Sam nie wiem, może dlatego, że wszyscy tutaj panią znają i wychwalają? - odpowiedział niepewnie. Nikka musiała mu Poczekaj, zapominasz o ważnej rzeczy. Jesteśmy sami, więc zwracamy się do siebie po imieniu, dobrze?- Tak jest, pa… - Zamilkł, zarumienił się i poprawił. - Dobrze Nikka. - Widzisz, tak jest o wiele prościej. Nikt mnie tu nie zna, Breti. Nie było mnie tu… o wiele za długo. Założę się, że co najmniej połowa opowieści, które o mnie słyszałeś, to kłamstwa. Może więcej, bo wyssane z palca historie o moich wyczynach docierały do mnie już w trakcie wojny. Zresztą sam niedługo przekonasz się, jaka naprawdę jestem.. - Przecież wszyscy wiedzą, że pani… przecież jesteś bohaterką - oświadczył gwałtownie. Nikka przymknęła oczy. Chłopak był taki dobry i szczery… Miła odmiana po tych wszystkich dwulicowych Amerikanach. - Nie większą niż każdy, kto walczył w tej wojnie. A właśnie, możesz mi krótko opowiedzieć, co robiłeś i jak dotarłeś aż tutaj? - Nic takiego, po prostu dołączyłem do oddziału i siedzieliśmy w lasach koło Wschodniego Traktu. Nauczyliśmy Murkey, że lepiej nie poruszać się po nim małymi grupami - uśmiechnął się z dumą. - Czasem podchodziliśmy pod miasto i robiliśmy trochę zamieszania koło ich garnizonu. Nikka słyszała o tym oddziale i chyba nawet raz czy dwa spotkała jego dowódcę na odprawie. Irri wykorzystywał takie podmiejskie grupy do odwrócenia uwagi wroga gdy planował jakąś większą akcję w stolicy. Murkey zajmowali się ganianiem po lasach i zostawało im mniej ludzi do pilnowania ulic, więc mogli działać bardziej swobodnie. - Służyłeś pod komandorem Cerilem Adderem, prawda? Chudy, czarne włosy, siwe skronie. Udało mi się go poznać, ale niespecjalnie dobrze. Nie był zbytnio gadatliwy. - Tak, to cały komandor Adder. Rano wydawał rozkazy na cały dzień, i jeśli nic się nie działo, mógł nie odzywać się do następnego ranka. Po wojnie wrócił do swojego warsztatu i znów robi meble - powiedział Breti jakby z żalem. Uspokoił się już i rozmawiał normalnie. Czyli była to tylko kwestia onieśmielenia rzekomą sławą komandor Selino, nic poważnego. - A ty zostałeś? - Tak, trafiłem tutaj, do sztabu. Właściwie do dziś byłem sternikiem, prowadziłem łodzie i auta, jeśli było trzeba. No bo przed tym wszystkim jeździłem ciężarówkami po całej Akurii, woziłem kaszę, zboże i warzywa. - Ja chodziłam jeszcze do szkoły i nie wiem, kim bym została, gdyby nie wojna - przyznała szczerze Nikka. - A zdarzyło ci się siedzieć za sterami statku powietrznego? - Jeszcze nie - przyznał ze smutkiem. - Ale chciałbym kiedyś zobaczyć, jak się lata. - No to pewnie będziesz mieć okazję. Słyszałeś pewnie, że zostałam ambasadorką i będę reprezentować króla w Americe, a tam da się dotrzeć tylko drogą powietrzną, będziemy więc latać, i to często. - A zwykłe statki? Nie możemy tam popłynąć? - spytał przytomnie. - Breti… Nie do końca wiem, ile mogę powiedzieć, ale skoro król ogłosił to publicznie, to i tak wszyscy się dowiedzą, więc… Amerika nie jest kolejnym państwem na Amarze, jakąś nowo odkrytą wyspą, z którą wcześniej nie mieliśmy kontaktu. Leży na innej planecie zwanej Erf i żeby się tam dostać, trzeba przelecieć przez przejście, które otwiera się na niebie. Wiem jak to brzmi, ciężko to wytłumaczyć, ale sam zobaczysz - ucięła temat. Na razie nie chciała o tym szczegółowo rozmawiać. - Jeśli masz jakieś pytania, pytaj śmiało, jeśli nie, możesz poprosić Hellę. Starszy chorąży Liwano może i chciałby jeszcze porozmawiać o Americe, ale z miny komandor wyczytał, że lepiej odłożyć to na kiedy indziej. Wyszedł przepuszczając w drzwiach bosman Tiro-Sabal. Usiadła na tym samym krześle, znów sztywno, znów wpatrywała się w swoją przełożoną niemiłym wzrokiem. Ściągnęła łopatki i uniosła podbródek dokładnie tak, jak Kalia kiedyś uczyła Nikkę. Ale z tym spojrzeniem nie zrobiłaby dobrego wrażenia na żadnym przyjęciu. - Hella Tiro-Sabal… - zaczęła komandor i zrobiła umyślną pauzę. Była ciekawa reakcji dziewczyny. - Nie podobają ci się moje nazwiska? - spytała niemal natychmiast. Głos miała cichy, lecz napastliwy. - Jeśli już, to imię - odpowiedziała Nikka spokojnie. - Poznałam jedną Helenę, która chciała zostać moją fałszywą przyjaciółką. Ale Hella to nie Helena, i ty też nią nie będziesz. To znaczy przyjaciółką może kiedyś tak, ale między nami nie ma miejsca na fałsz. - Świetnie. Powiedz mi więc, dlaczego nienawidzisz arystokracji? Zagrała ostro, ale przynajmniej szczerze. Kolejna, która nasłuchała się plotek i myślała, że Nikka najbardziej na świecie chciałaby ustawić wszystkich arystokratów pod murem i oddać do nich salwę z karabinu. Znów będzie trzeba prostować nieścisłości. Przynajmniej miała już w tym wprawę po kilku rozmowach z Twoje pytanie jest nieprecyzyjne i sugeruje odpowiedź... Spokojnie i tak wszystko ci wyjaśnię - dodała widząc, że dziewczyna spięła się jeszcze bardziej. - Kiedyś rzeczywiście nie żywiłam do arystokratów ciepłych uczuć, ale potem nadeszła wojna i okazało się, że są poważniejsze zmartwienia. Ludzie się zmieniają, Hella. Teraz nie lubię tylko tych, którzy nie lubią mnie, niezależnie ile mają nazwisk. Mówiłam, żebyście zapomnieli o wszystkich plotkach i poznali mnie sami, tak będzie nie wyglądała na przekonaną. Trudno, teraz Nikka miała Skąd w ogóle o tym wiesz, co? Z plotek?- Wszyscy to wiedzą. Komandor Selino, bohaterka ludu i pogromczyni Murkey, arystokratów zjada na I wierzysz w takie głupoty - Nikka westchnęła. - Słuchaj Hella, Mertin Albis-Zaro i Malena Elihard... Przepraszam, Malena Albis-Elihard, to moi przyjaciele. Możesz ich znać jako króla i królową Akurii - uśmiechnęła się. - Przez ostatnie dwa i pół roku opiekowałam się Kalią Lin-Mollari z Ellis, na pewno kojarzysz ród Lin. Dziewczyna uważa mnie za kogoś w rodzaju starszej siostry… Powiedz mi proszę, czy przyjaźniłabym się z nimi wszystkimi, gdybym naprawdę nienawidziła arystokracji? Czekając na odpowiedź Nikka wróciła myślami do kwestii dat. Od przejścia na Erf minęło zaledwie dwa i pół roku. Po tamtej stronie pory roku zmieniały się szybciej, miała więc wrażenie, że pobyt tam trwał o wiele dłużej. Długi, niemal niekończący się koszmar w amerikańskim więzieniu pod czujnym okiem Hilla... - Chyba nie… - głos adiutantki nie brzmiał już tak pewnie. - Sama widzisz. Słuchaj, skoro byłaś przekonana, że nie będę cię lubić już za samo pochodzenie, to dlaczego przyjęłaś ten przydział? Mogłaś odmówić, znaleźliby kogoś innego. Nikka oparła twarz na dłoniach, była bardzo ciekawa odpowiedzi. Skóra nowych rękawiczek zaskrzypiała, gdy splatała palce. - Chyba chciałam coś udowodnić… Że my też jesteśmy coś warci… - Hella oklapła, spuściła głowę. - Oczywiście, że jesteście. - Przynajmniej niektórzy, doprecyzowała w myślach. Nadal uważała, że część odpowiedzialności za upadek Akurii ponosili arystokraci. Nie tacy jak Hella, tylko ci chciwi i bogaci, których własna sakiewka obchodziła bardziej niż dobro królestwa. To jednak nie był dobry moment na rozmowę na ten temat. - Przyznam jednak, że wybrałaś ciekawą metodę na to udowodnienie. Od samego początku odnosiłam wrażenie, że masz ochotę mi przywalić. Moja adiutantka nie może mieć takiego Nie, ja nie chciałam! Nie miałam na myśli nic złego!- Wiem Hella, wiem - uspokoiła ją Nikka. - Chcesz tu zostać, prawda?- Świetnie. Widzę, że jesteś szczera i odważna, a to dobre cechy. Dogadamy się, jeśli przestaniesz traktować mnie w ten sposób. Wchodzisz w to, bosman Tiro-Sabal?- Tak jest, pani komandor! - Dziewczyna gwałtownie wstała i wyprostowała się w postawie zasadniczej. Wyglądało na to, że udało im się osiągnąć z adiutantami nie były najłatwiejsze, ale Nikka miała jako takie pojęcie o zarządzaniu ludźmi, więc dała sobie radę. Resztę popołudnia spędziła w mesie, gdzie zaczepił ją admirał Nakin Pewell, i to w jego towarzystwie zjadła kolację. Wieczorem rozmawiała ze służącą o mundurach, koszulach i bieliźnie. Ku jej zaskoczeniu kobieta przyniosła jej ubrania, w których dotarła tu z Erf. Nikka postanowiła je zachować, bynajmniej nie z sentymentu. Uznała, że kiedyś mogą się sama dopiero późnym wieczorem. Adiutanci byli w swoim pokoju, nie powinni już jej niepokoić. Siedziała przy biurku i słuchała dźwięczącej w uszach ciszy. Zdjęła rękawiczki i znów przyglądała się bliznom. Dopiero teraz zaczęły wracać do niej słowa, które dziś usłyszała. Bohaterka wojenna… pupilka Mertina… wszyscy ją znają, wychwalają… Co, do jasnej cholery, się tu działo? Modnie jest się z nią przyjaźnić… To ostatnie przynajmniej wyjaśniało, dlaczego dworzanie byli dla niej tacy mili. Riko-Martel, Beker-Sewero… Nawet Irri przy świadkach witał ją jak przyjaciółkę, bo to było modne. O bogowie, jak ona ma sobie z tym wszystkim poradzić?I jeszcze ten niespodziewany awans na ambasadorkę. Rozumiała króla, rzeczywiście tylko ona znała Amerikanów, więc to był logiczny wybór. Mimo wszystko jej pierwszym odruchem było błagać Mertina, by wysłał tam kogoś innego. Nie dość, że tam wróci, to jeszcze będzie musiała znosić Hilla lub mu podobnych, i to znosić z uprzejmym uśmiechem na powoli, by nie narobić hałasu. Drżącymi dłońmi odpięła pas z bronią, delikatnie odłożyła go na blat. Rozpięła guziki kurtki, zdjęła ją i powiesiła na oparciu fotela. Oddychała szybko i czuła, że fala paniki jest coraz nóż, który dostała od Wielkiego Admirała. Ostrze nie było szczególnie długie, miało może z sześć cali, ale najważniejszy był ostry szpic na końcu. Przytknęła go do wnętrza lewej dłoni i od razu poczuła się trochę lepiej. Nie, dłoń musi zostawić w spokoju, mimo rękawiczek ktoś może zauważyć nowe blizny i zaczną się niewygodne pytania. Z powrotem usiadła, podwinęła rękaw w koszuli i położyła na blacie całe obnażone przedramię. W zgięciu łokcia nie było widać już czerwonych kropek, śladów po drutach, którymi kłuła się jeszcze na Erf. Tam była ostrożna, nigdy nie skaleczyła się do krwi. Ale dziś… Dziś nie było miejsca na czubek ostrza do najdelikatniejszej skóry w zgięciu. Ominęła wyraźnie widoczne żyły, nie chciała się przecież zabić. Teraz Nikka Selino potrzebowała jedynie trochę bólu… Przycisnęła i uważnie obserwowała stal zagłębiającą się w ciele. Tylko odrobinę, by przebić skórę… Zapiekło, ale nie ruszyła ręką. Zabrała ostrze i patrzyła, jak ślad po nim wypełnia się krwią. Ciemnoczerwona kropla pęczniała powoli, aż w końcu spłynęła w dół gorącym strumykiem. Nikka patrzyła na to z fascynacją przez długie minuty. Krew zdążyła wyschnąć i zbrązowieć, a ona wreszcie pozbyła się z głowy gonitwy uporczywych myśli. Dopiero teraz była w stanie wziąć się w garść, powiedzieć sobie, że jest bezpieczna w domu, i że wszystko będzie dobrze.
sobota, 12 maja 2012 nieba ślad na dłoniach w zapisie skośnych linii niemych rozgadanych kresek są gwiazdy serca trójkąty kwadraty wenus mars słońce księżyc tak czytać chcą zapatrzone na czas oczy wyczytać skarb ukryty między wersami kilku wierszy nieświadomych przez świadomy umysł ułożonych gdzie zwierciadła jasno patrzą "Skąd mam na dłoniach nieba ślad, nie pytaj mnie, jak mogłam zgubić się wśród ulic, które znam. Nie pytaj mnie..."
skąd mam na dłoniach nieba ślad