Lista wszystkich opisanych haseł krzyżówkowych pasujących do opisu OKREŚLENIE WYKONAWCZE; OZNACZAJĄCE STOPNIOWE ŚCISZANIE BRZMIENIA AŻ DO CAŁKOWITEGO ZANIKU, ZE ZWALNIANIEM STRONA GŁÓWNA --------------- HASŁA DO KRZYŻÓWEK ZAKOŃCZONE NA
nazywałeś się był: nazywał się był: nazywaliśmy się byli: nazywaliście się byli: nazywali się byli: ż: nazywałam się była: nazywałaś się była: nazywała się była: nazywałyśmy się były: nazywałyście się były: nazywały się były: n: nazywałom się było: nazywałoś się było: nazywało się było: forma
Jacek Kaczmarski. 22.03.1957 — 10.04.2004. #muzyka. Autor: Culture.pl. Udostępnij: Pieśniarz, poeta, autor wierszy i tekstów piosenek, a także prozaik. Urodził się 22 marca 1957 w Warszawie, zmarł 10 kwietnia 2004 w Gdańsku. Stworzył libretto blues-opery "Kuglarze i wisielcy", oparte na motywach "Człowieka śmiechu" Wiktora Hugo
W 2023 roku to Santander Letnie Brzmienia podróżują do publiczności, tym razem na dłużej i tylko raz. Przez 9 letnich weekendów, od czerwca do września, festiwal odwiedzi 9 miast, by dać publiczności okazję do przeżycia wyjątkowego muzycznego rendez-vous. W Bielsku-Białej spotykamy się 23 i 24 czerwca przy Stadionie Miejskim, a o letnią atmosferę, radość i …
Definicja. W węższym zakresie popem nazywa się bardziej „miękki” i nastawiony na masowego odbiorcę odłam muzyki rockowej, charakteryzujący się prostotą, melodyjnością i szerszym niż w klasycznej muzyce rockowej użyciem syntezatorów i studyjnych technik nagraniowych. Często style popowe są „łagodniejszymi” odmianami
Biblioteka Szkoły Podstawowej nr 69 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie organizuje dla klas II-III. Konkurs Pięknego Czytania. Regulamin konkursu. Organizatorem konkursu jest Biblioteka SP69 im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Uczestnikami konkursu mogą być uczniowie z klas II i III naszej szkoły.
hPAb. Do sieci trafił nowy teledysk Natalii Niemen, który powstał do piosenki “Pojutrze szary pył”. Utwór zapowiada nową płytę artystki pt. “Niemen mniej znany”, która w sprzedaży ukaże 24 lutego. Krążek zawiera wybrane przez Natalię piosenki z dwóch ostatnich płyt studyjnych Niemena, “Terra Deflorata” oraz “spodchmurykapelusza”. REKLAMA O powstawaniu teledysku do “Pojutrze szary pył” Natalia Niemen mówi tak: “Mając w głowie kilka pomysłów na zobrazowanie pięknego i życiowego wiersza mojego taty “Pojutrze szary pył”, spotkałam się z Bartkiem Piotrowskim, świetnym operatorem, reżyserem, malarzem i muzykiem w jednym. Do moich pomysłów Bartek dokładał swoje, na której to bazie stworzył później scenariusz do tej przejmującej historii. Historii syna marnotrawnego, który (inaczej niż w wierszu mojego taty, gdzie autor konstatuje, że synowie choćby nie wiem co, nie zawracają ze swoich złych dróg i potem, jako dojrzali mężczyźni muszą borykać się z poczuciem winy) zmienia się na lepsze. Materiały promocyjne partnera Jest to syn, który wraca do ojca i co chyba najważniejsze, zostaje przyjęty z kompletnie bezwarunkową miłością. Pragnę, aby moja muzyka dawała nadzieję” – dodaje artystka. Artystka pragnie przybliżyć szerszej publiczności twórczość swojego taty, tę mniej znaną, mniej rozpowszechnioną. Natalia wybrała utwory z dwóch ostatnich płyt Czesława Niemena; „Terra Deflorata” oraz „spodchmurykapelusza”. Na płycie znalazły się wybitne kompozycje Czesława Niemena Terra Deflorata, Pojutrze szary pył, spodchmurykapelusza, czy Począwszy od Kaina wykonany w duecie z wybitnym artystą Krzysztofem Zalewskim. Wydawnictwo Natalii to również prawdopodobnie pierwsza próba przełożenia tych wybitnych kompozycji i aranżacji na język zespołu instrumentalistów. Od lat 80. Czesław Niemen był bowiem samowystarczalnym multiinstrumentalistą, a do tworzenia i wykonywania swojej muzyki zatrudnił, jak sam ją nazwał – robotestrę, czyli zaawansowaną, cyfrowo-analogową „machinerię” instrumentów. – Stanowiło to pewną trudność. Wszak dojrzałą twórczość Czesława Niemena cechuje wielozłożoność faktury kompozycji i aranżacji, ale też zastosowanie nietypowego instrumentarium. Tzw. robotestra, jak ojciec nazywał swoją muzyczną machinę, czyli zestaw instrumentów elektronicznych, robiła za zespół daleko wykraczający poza tradycyjny skład rozrywkowy. Owe kompozycje różnią się od siebie strukturą. Niektóre były dość proste do odczytania i zinterpretowania. Praca nad innymi zajęła nam dużo więcej czasu. Dlatego śmiało mogę podsumować, iż największą trudność stanowiły dla nas kwestie wyłuskania kluczowych linii melodycznych i kontrapunktów oraz przełożenie ich na “żywe” brzmienia, a także zwyczajne “wbicie” sobie do palców i głów nieoczywistości i zmienności form kompozycji trudniejszych – mówi Natalia Niemen. W nagraniach udział wzięli.: Tomasz Kałwak (instrumenty klawiszowe), Piotr Baron (Sax, klarnet basowy), Adam Szewczyk (gitary), Sławek „Kosa” Kosiński (gitary), Irek Głyk (bębny), Wojtek Gąsior (bas), Paweł „Bzim” Zarecki (fortepian), gościnnie Krzysztof Zalewski (głos). Do zmiksowania płyty Natalia zaprosiła znakomitego realizatora dźwięku, zdobywcę nagrody Grammy za realizację dźwięku – Voytka Kochanka. Za produkcję muzyczną odpowiadają wybitny autor muzyki teatralnej, multiinstrumentalista, kompozytor i aranżer Piotr Dziubek oraz Natalia Niemen. ZOBACZ TELEDYSK NATALIA NIEMEN – POJUTRZE SZARY PYŁ
Co skłoniło cię do nauki języka migowego? Pierwsze próby podjęłam w liceum, ale wtedy mnie to absolutnie nie wciągnęło. Natomiast pięć lat temu, przy pracy nad Parsifalem 1,Kirsten Dehlholm z grupy Hotel Pro Forma wymyśliła sobie, że Parsifal to postać inna i niezrozumiana przez pozostałych bohaterów, dlatego powinna porozumiewać się w języku migowym. Niemożliwe było znalezienie śpiewaka, który potrafiłby migać, zresztą obsada już chyba była wtedy wybrana, więc pojawił się pomysł tłumaczenia cieniowego (ktoś miał chodzić za Parsifalem krok w krok i tłumaczyć na migowy wszystko co śpiewa). Tak trafiliśmy na Olgierda Kosibę. Gdy zobaczyłam go na scenie, zrozumiałam, że miganie to nie tylko forma komunikacji, ale także – po prostu – coś pięknego, forma ekspresji, którą sama chciałabym wykorzystać. Więc pięć lat temu zaczęła się moja przygoda z migowym na serio. Ukończyłam wszystkie etapy edukacji, pojechałam na kurs wykładowców języka migowego… A jakie są etapy edukacji przy nauce tego języka? Są szkoły i certyfikaty? Tak, są kilkustopniowe kursy organizowane przez różne stowarzyszenia. W Poznaniu to przede wszystkim Towarzystwo Tłumaczy i Wykładowców Języka Migowego GEST, w którym ja się uczyłam, ale i inne organizacje zajmujące się Głuchymi, takie jak Polski Związek Głuchych czy poznańskie Towarzystwo Osób Niesłyszących organizują takie kursy. Oczywiście najfajniej jest, kiedy prowadzą je głusi lektorzy. Ja akurat miałam lektorów słyszących, ale bardzo mocno zanurzonych w tym środowisku, w kulturze Głuchych. Ponadto szybko, trochę przez przypadek, trafiłam do Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, gdzie już zostałam i tam mam kontakt z natywnymi użytkownikami języka migowego. Bez kontaktu z osobami, dla których to jest pierwszy język, nauka w ogóle nie ma sensu. Bo są właściwie dwa języki migowe, tak? Właściwie nie. W Polsce jest polski język migowy (PJM), a ta druga metoda to system językowo-migowy (SJM) – to nie jest język, tylko forma komunikacji stworzona przez słyszących po to, żeby mogli się łatwiej dogadać z Głuchymi. SJM to po prostu przeniesienie szyku zdania według gramatyki języka polskiego, słowo w słowo, na znaki. Przy używaniu SJM i przy tłumaczeniu go rodzi się dużo kuriozalnych sytuacji – tak jak przy bardzo dosłownym tłumaczeniu z każdego innego języka. Bez znajomości kontekstu, kultury Głuchych przy takim dosłownym tłumaczeniu wiele rzeczy umyka. Jest oczywiście całkiem sporo użytkowników SJM, ale to są w większości osoby słabosłyszące lub ogłuchłe, które znają na tyle dobrze gramatykę języka polskiego, że łatwiej im operować znakami nakładanymi na polską składnię. Bardziej organiczny jest polski język migowy, przekazywany sobie przez Głuchych z pokolenia na pokolenie. To także dużo bardziej przystępna i otwarta forma, pozwalająca w tłumaczeniu na oddanie treści komunikatu w pełniejszej formie. Ale w PJM nie chodzi jedynie o gesty dłoni, prawda? To także mimika twarzy… Oczywiście, mimika jest elementem gramatyki języka migowego. Czasem ludzie mnie pytają, czy ten ktoś, kto miga w telewizji, to tłumacz PJM czy SJM? Jeżeli ma poker face,to tłumaczy systemem, bo tam chodzi jedynie o przetłumaczenie słowa na znaki, po kolei, jak w zdaniu, często z równoczesnym fonicznym wypowiedzeniem tego zdania. Natomiast w polskim języku migowym bardzo ważne jest także oddanie emocjonalnej warstwy przekazu, pracuje się całym ciałem, nie tylko rękoma: są ruchy całego ciała, mimika twarzy. Istnieje też poezja migana, w której istotna jest na przykład płynność wykonywania znaków albo to, czy one są duże czy małe, ile wykona się powtórzeń, gdzie umiejscowi się znak. To wszystko można wykorzystywać w tłumaczeniu po to, żeby było bardziej adekwatne i po prostu ładniejsze. Wspomniałaś o kulturze Głuchych i o tym, że język migowy jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Czy Głusi w Polsce są jakoś bardzo zintegrowani lub zrzeszeni? To jest bardzo podzielona grupa. Istnieje Polski Związek Głuchych, największa organizacja, posiadająca wiele ośrodków lokalnych, ale istnieje też wiele organizacji skierowanych wręcz przeciwko PZG. Ale wynika to z konfliktów geograficznych, ideowych, personalnych? Trudno dociec pierwotnej przyczyny wzajemnej niechęci. To bardzo niejednorodne środowisko, ponieważ istnieje bardzo dużo organizacji, które niekoniecznie ze sobą współpracują, często skupiają się wokół silnych liderów prezentujących różne wizje tego, co jest dla Głuchych dobre. Ale też każdy Głuchy jest zupełnie inny ze względu na swoją wadę słuchu – są Głusi zupełnie niesłyszący, są Słabosłyszący, którzy posiłkują się aparatami słuchowymi, są także ci zaimplantowani, którzy mogą odbierać jakieś dźwięki, natomiast nie działa to zawsze tak, jak oni sami by chcieli – na przykład słyszą tylko dźwięki o konkretnej częstotliwości, mimo implantu mają trudności z rozpoznawaniem mowy. Niektórzy Głusi wykluczają zaimplantowanych, ponieważ uważają, że to zdrada głuchoty. Kultura Głuchych opiera się na przynależności do wspólnoty: Głuchych, ale nie gorszych, po prostu innych. Wszyscy mają też własne, preferowane sposoby komunikacji: SJM, PJM, są także tacy, którzy musieli od dziecka jakoś funkcjonować w świecie słyszących i operują czytaniem z ruchu warg. Różnorodność środków komunikacji i stopień uszkodzenia słuchu, a co za tym idzie – różne potrzeby, wpływają na pewno na podzielenie tego środowiska. Wojtek Ziemilski chyba wspominał, że wielu Głuchych nie uważa się za osoby z niepełnosprawnościami. To z jednej strony, czasem czują się wręcz ze swojej odmienności dumni, bo mogą tworzyć i przekazywać własną kulturę, dla słyszących obcą i często niezrozumiałą, stanowiąc tym samym mniejszość kulturową. Z drugiej jednak strony – w języku migowym istnieje przynajmniej osiem wariantów (choć pewnie nie wszystkie są mi znane) znaku dla słowa „renta”, a to też o czymś świadczy – skoro nadano im pewne prawa, słusznie domagają się ich egzekwowania. Jaka jest według ciebie granica między formą komunikacji a językiem? Mówisz, że SJM to tylko sposób porozumiewania się, a PJM to język, dlaczego? SJM korzysta ze znaków języka migowego i gramatyki języka polskiego. Natomiast polski język migowy ma wciąż rozwijający się zasób znaków, własną gramatykę, mnóstwo klasyfikatorów, czyli takich znaków właściwie nieprzetłumaczalnych na język polski, które na przykład mogą oddać ruch jakiejś postaci, jej kształt. To język wizualno-przestrzenny, inny sposób myślenia. Ta zupełna odmienność gramatyki jest dla mnie podstawowa, oraz to, że korzystają z niego osoby, dla których jest to częstokroć pierwszy poznany język, które utożsamiają się ze sobą, tworzą mniejszość kulturową (są takie kraje, w których Głusi dążą do utworzenia mniejszości etnicznej czy językowej, stąd też preferowany przez wielu zapis Głusi wielką literą.). Chodzi także o pewne sposoby zachowania, gesty, które są niezrozumiałe dla słyszących i swoiste dla użytkowników tego języka. Na przykład, jeśli ktoś chce iść do toalety, to nie pokazuje znaku „toaleta”, ale znak, że „idzie zadzwonić”. Wiadomo, że Głuchy nie będzie dzwonił, ale to jest właśnie elegancka forma zakomunikowania, że chce się udać za potrzebą. I takie drobnostki tworzą kulturę Głuchych, która nie działałaby bez języka. A bez systemu językowo-migowego spokojnie dałaby sobie radę. Czy już od czasu pierwszej fascynacji, podczas prób do Parsifala, zwróciłaś uwagę na performatywno-teatralny charakter języka migowego? Tak, od początku wiedziałam, że chcę te dwa światy ze sobą pożenić. Oczywiście, z jednej strony chodzi o dostępność teatru dla Głuchych. Ale z drugiej strony to także wykorzystanie języka migowego jako instrumentu i użycie go jako formy sztuki. Jakieś cztery lata temu uczyłam migać lalkarzy z wrocławskiego PWST. I widok migającej lalki to było coś niezwykłego, bardzo pięknego, tworzącego swego rodzaju choreografię. Ale także poezję miganą tworzoną przez Głuchych można rozpatrywać jako formę sztuki. Nie chodzi tu po prostu o przetłumaczenie Szymborskiej czy Kochanowskiego na migowy – wiadomo, że niektóre z metafor czy rymów nie mogą zostać przełożone, ponieważ ten język działa na kompletnie innych zasadach. Swego rodzaju odpowiednikiem rymu jest podobieństwo układu dłoni, czyli na przykład są poezje, właściwie całe etiudy, opierające się na jednym kształcie, na przykład litery A. Czyli wszystko wytwarza się ze znaków, które można stworzyć z zaciśniętej pięści (bo to jest litera A). Jest poezja imienia – tworzy się etiudę w oparciu o kształty dłoni odpowiadające literom alfabetu. Gdybym chciała zrobić poezję imienia Agnieszka, to musiałabym opowiedzieć jakąś spójną historię, która zaczynałaby się od A, czyli kształtu zaciśniętej dłoni, potem kolejna litera – G – czyli strzelenie środkowym palcem opartym o kciuk, potem musiałabym logicznie i dramaturgicznie układać coś z literą N, czyli złączone palce wskazujący i środkowy. I tak dalej. To oczywiście jest najbardziej zrozumiałe dla użytkowników języka migowego, ale osoby nieznające języka mogą mieć przyjemność oglądania. Ta forma sztuki jest bardzo intuicyjna, ma mnóstwo elementów pantomimy właśnie przez to, że operuje się mimiką, ruchem ciała. Są jakieś slamy poetyckie? Jak się przechowuje taką poezję? Nagrywa się i wrzuca do internetu? Czy może to wszystko jest efemeryczne i znika? Slamy odbywają się, choć w Polsce nie jest to jeszcze tak popularne jak w Stanach Zjednoczonych. Jeżeli chodzi o przechowywanie, to fajny projekt ma warszawski oddział Polskiego Związku Głuchych, który zrobił warsztaty z głuchym poetą Adamem Stoyanovem, który występował w Jednym geście 2 Wojtka Ziemilskiego i w Operze dla Głuchych 3, którą robił Wojtek Zrałek-Kossakowski. Adam jest niesamowity, to charakterystyczna postać polskiej poezji miganej. Na stronie PZG można zobaczyć bardzo wiele nagrań jego poezji. On w dodatku korzysta ze stosunkowo nieznanych w Polsce schematów poezji. Na przykład coś, co było wykorzystane w Jednym geście, czyli migowe przetłumaczenie filmu lub animacji. Wszystkie postaci oddaje znakami, klasyfikatorami – robi taką audiodeskrypcję, tylko w języku migowym. Dobra, to wróćmy do ciebie. Miałaś pomysł, nauczyłaś się języka i co? Jak wyglądało łączenie języka migowego z teatrem w praktyce? Zaczęło się od tego, że w ramach festiwalu Nowa Siła Kuratorska, który tworzyliśmy na studiach, chciałam pokazać, że dostępność jest naprawdę kluczowa i że nawet podczas festiwalu studenckiego powinno się o tym pamiętać i otworzyć wydarzenia dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. W ramach naszego projektu „Mijanie” zaprosiłyśmy (razem z Joanną Żabnicką i Joanną Grześkowiak, które były jego współkuratorkami) spektakl Janka Turkowskiego Margarete 4 i postanowiłam go przetłumaczyć na język migowy. To było moje pierwsze doświadczenie tłumaczenia spektaklu. Niestety, wtedy nie spotkało się to z zainteresowaniem ze strony Głuchych. Przetłumaczyłam spektakl raczej dla siebie, bo nikt z Głuchych się nie pojawił. Ale jestem zdania, że nawet jeśli nikt Głuchy się nie pojawia, to i tak warto spektakl tłumaczyć – dla zwiększenia świadomości słyszących. Teraz mam na koncie raptem kilkanaście tłumaczeń, bo praca inspicjentki nieszczególnie koresponduje z możliwością tłumaczenia spektaklu. Środowisko tłumaczy jest dosyć małe i wiem, kto ma jakie możliwości, w jakiego typu tłumaczeniach najlepiej się odnajduje. Sugeruję różnym organizacjom zajmującym się takimi wydarzeniami, kto dobrze by coś przełożył. Staram się też napędzać same tłumaczenia, bo sytuacja teraz wygląda tak, że w Teatrze Polskim w Poznaniu raz na kilka miesięcy gramy spektakl z tłumaczeniem na migowy. Fajnie, że w ogóle to się dzieje, ale ideałem dostępności byłoby, gdyby Głuchy mógł po prostu wybrać spektakl, na jaki chce przyjść. I gdyby te spektakle były opracowane do tłumaczenia zawczasu. Gdybyśmy wiedzieli, że na przykład Głuchy kupuje bilet na taki i taki spektakl, takiego i takiego dnia, to teatr wtedy, na ten konkretny dzień, organizuje tłumacza. Ale to dosyć utopijna wizja. Tłumaczy jest mało, a instytucje chyba nie mogą sobie pozwolić na zatrudnienie osoby, która zajmowałaby się tylko tłumaczeniem. Problem chyba pojawia się już w momencie kupowania przez Głuchego biletu w kasie… W zeszłym roku zrobiłam przeszkolenie języka migowego dla pracowników naszego teatru, ale tak to już jest w instytucji, że ludzie się zmieniają – chciałabym w tym roku powtórzyć taki warsztat dla nowych pracowników. Ale niektórzy pracownicy Teatru Polskiego potrafią przywitać się, zaprosić Głuchych do szatni, poprosić o bilet. I wiem, że Głuchym jest bardzo miło, kiedy taka interakcja następuje. Wspomniałaś o tym, że trudno do Głuchych dotrzeć. Zwykła promocja tego nie załatwi, trzeba nawiązywać kontakt ze środowiskiem? To jest dużo bardziej skomplikowane, dlatego że Głusi to nadal dosyć nieufna grupa. Jeżeli ktoś przychodzi do nich z zewnątrz, nawet z jakąś ciekawą ofertą, to są raczej zachowawczy. Najczęściej z takich rzeczy korzystają ludzie związani z danym tłumaczem lub – w przypadku niewidomych – z audiodeskryptorem. Wydaje mi się, że po tych już kilkudziesięciu spektaklach tłumaczonych na język migowy lub z audiodeskrypcją, zaczynamy w Teatrze Polskim wyrabiać sobie stałą grupę widzów. Natomiast najtrudniejsze w instytucji są zawsze te pierwsze spektakle. Kiedy nie przychodzi na nie nikt albo tylko jeden Głuchy, instytucji wydaje się, że takie działania są zupełnie niepotrzebne i nieopłacalne. A to jest tak, że Głusi muszą się do tego przekonać, przyzwyczaić się, rozpoznać, że to może być dla nich interesujące. Ostatnio, trochę przez przypadek, udało mi się coś ciekawego i chciałabym zrobić z tego stałą praktykę. Przy okazji tłumaczenia spektaklu O mężnym Pietrku i sierotce Marysi 5 Wiktora Rubina, dzień wcześniej, wzięłam podopiecznych z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym na wycieczkę po teatrze i znaleźliśmy się na scenie, w scenografii do tego spektaklu. Zrobiłam krótkie warsztaty: niewidomi mogli dotykać rekwizytów, przejść się po przestrzeni, ja tworzyłam szybką audiodeskrypcję opisującą to, co się znajduje na scenie, opowiedziałam o założeniach spektaklu. Dobrze jest widzów niewidomych lub niesłyszących wcześniej wprowadzić w ten świat, żeby mieli poczucie bezpieczeństwa, przygotowali się na specyfikę teatralnego języka. A jak to działa z tłumaczeniami? Chcesz przetłumaczyć spektakl – i co robisz? Opracowanie tłumaczenia to jest naprawdę żmudny proces. To, co widać na scenie, jest raptem zwieńczeniem długiego okresu przygotowań (zarówno w przypadku tłumaczenia na język migowy, jak i audiodeskrypcji). W krajach bardziej rozwiniętych pod względem tłumaczeń teatralnych – w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych – tłumacze przychodzą przez tydzień na próby, oglądają pięć różnych przebiegów, nagrania, dostosowują tempo tłumaczenia do inscenizacji, a w czasie spektaklu – migając w tandemie – zmieniają się co dwadzieścia minut. Albo każdy z nich odpowiada za ileś tam postaci tak, żeby mogli ze sobą dialogować. Tłumaczenie na język migowy jest bardzo wyczerpujące i dwadzieścia minut to właśnie najbardziej efektywny czas pracy tłumacza. Teoretycznie, przy tłumaczeniach dłuższych niż godzina, powinna być zapewniona dwójka tłumaczy. W praktyce, w Polsce zdarza się to bardzo rzadko. Inną opcją są także tłumaczenia cieniowe, takie jak w Parsifalu, natomiast jako inspicjentka jestem także strażniczką spektaklu i wiem, że czasem jest to absolutnie nie do zrealizowania, bo po prostu zepsułoby warstwę inscenizacyjną. Choć zdarzyło mi się być poproszoną o włożenie kostiumu i wkomponowanie się w scenografię – w ten sposób tłumaczenie stało się równoprawnym elementem spektaklu. Jednak – jakąkolwiek formę by się wybrało – język migowy w teatrze, tłumaczenia spektakli nie powinny nikogo dziwić. Należy dążyć do tego, by było to jak najbardziej powszechne i profesjonalne. I nie powinno rozwiązywać się tego tylko za pomocą puszczenia napisów. Wiadomo, lepsze napisy niż nic. Ale nie wszyscy Głusi na tyle sprawnie posługują się językiem polskim, żeby móc zrozumieć wszystkie słowa lub szybko przenieść szyk zdania na znaną sobie konstrukcję języka migowego. Oczywiście, zależy to od osoby, nie można tego uogólniać – jest wielu Głuchych fantastycznie posługujących się polskim, którzy czytają mnóstwo książek i z napisami nie mają problemu. Natomiast jeżeli już w teatrze przygotowujemy napisy, to warto pamiętać o tym, by zaznaczyć, która postać mówi, jeśli nie jest to oczywiste, czy żeby oddać także sferę dźwiękową spektaklu. Podkreślić istotne dla fabuły dźwięki – krzyk czy strzał w kulisach, nie tylko napisać „[muzyka]”, ale dookreślić, że to muzyka na przykład melancholijna lub radosna, ma szybkie lub wolne tempo… Język migowy jest jednak lepszy, ponieważ jest bliższy większości Głuchych. Bardzo często to także ich pierwszy język, polski jest na ogół językiem obcym. Dlatego łatwiej przyswoić komunikat w języku migowym niż czytać i próbować przekładać to sobie w głowie, i jeszcze nadążać za tym, co się dzieje na scenie. No i pozwala reagować na żywo, na przykład w wypadku improwizowanej sceny. Nie da się pewnie uniknąć „efektu ping-ponga”, czyli biegania wzrokiem od napisów/tłumacza do sceny, ale gdy sama tłumaczę, to w ważnych dla inscenizacji momentach kieruję ciało i wzrok w stronę tego, co się dzieje na scenie, żeby zasugerować, że teraz istotniejsze rzeczy dzieją się w warstwie wizualnej. Rozmawiałaś z Głuchymi po tłumaczonym spektaklu? Jakie mieli reakcje, czy to było ich pierwsze zetknięcie z teatrem? Akurat w Poznaniu tłumaczenia są już od kilku lat, od 2010 roku (z inicjatywy Oli Marzec-Hubki) – nieregularnie, ale przynajmniej podopieczni ze stowarzyszenia, w którym działam, są na większości spektakli z tłumaczeniem i audiodeskrypcją. I mam wrażenie, że oni z każdym spektaklem coraz lepiej poznają język teatru. Kiedy rozmawiam z nimi, to najczęściej padają komentarze dotyczące tłumaczenia. Ale najbardziej cieszą mnie momenty, kiedy komentują sam spektakl lub przed wspólnym wyjściem pytają mnie, o czym to będzie lub jak się przy tym pracowało. Ich to autentycznie ciekawi. Ostatnia sytuacja z tymi niespodziewanymi warsztatami dała mi do myślenia, że każdy dostępny spektakl powinien być poprzedzony solidnie przygotowanym warsztatem, a potem zakończony wspólną dyskusją. Jeśli z udziałem twórców, to tym lepiej, ale przede wszystkim z samymi Głuchymi, żeby nie tylko poznać ich opinię na temat spektaklu, ale od samych zainteresowanych dowiedzieć się, co można zrobić lepiej lub na przykład, jakie tytuły chcieliby mieć przetłumaczone. Bo, mam wrażenie, odbywa się to nieco przypadkowo. Zgłasza się do teatru jakaś fundacja – w Poznaniu prężnie działają Mili Ludzie, w Polsce najbardziej znana jest Fundacja Kultury Bez Barier – i ma ona jakieś deadline’y na wydatkowanie pieniędzy. Wtedy sprawdza się, co akurat jest grane w repertuarze. Byłoby super, gdyby Głusi i niewidomi mogli dowiedzieć się, o czym są dane spektakle, jaką mają formę, i wybrać, na co chcą przyjść. Pamiętam dyskusję, w której uczestniczyłaś, po pokazie Jednego gestu Wojtka Ziemilskiego w Poznaniu. W pewnym momencie Głusi zaczęli rozmawiać między sobą, zaczęły toczyć się dwie symultaniczne dyskusje. Jak wyglądał twój udział w tworzeniu tego spektaklu i jak zareagowali na niego Głusi? Zacznę od końca – myślę, że to spektakl bardzo ważny dla słyszących, bo jest ciekawy poznawczo. Głusi chyba nie dowiedzieli się niczego nowego, może poza wciąż mało rozpropagowaną w Polsce poezją migową, ale bardzo się cieszyli, że jest coś o nich z ich udziałem. To ważne: nic o nas bez nas. Natomiast moja przygoda z tym spektaklem zaczęła się wtedy, gdy Wojtek Ziemilski robił w Poznaniu Pigmaliona 6. Zaczął wtedy interesować się językiem migowym i wrzucił na Facebooka kadr ze słownika języka migowego gestuno – międzynarodowego języka migowego. Takiego esperanto? Tak, takiego migowego esperanto, które jednak nie jest do końca językiem, bo bazuje na języku angielskim w komunikacji. Gdy coś literujesz, to używasz międzynarodowego alfabetu zaczerpniętego z International Sign – on wyrasta z gestuno, ale jest bardziej współczesną wersją. Skomentowałam zdjęcie Wojtka, napisałam, że świetnie, że ktoś z pola sztuki interesuje się gestuno. A Wojtek napisał, że chyba musimy się spotkać i pogadać, bo sądził, że nie ma wśród znajomych takiej osoby, która rozpoznałaby to, co on wrzucił. Wtedy opowiedziałam mu o swojej przygodzie z kulturą Głuchych, poleciłam mu mnóstwo lektur i filmów. Wiedziałam już, że interesuje się tym bardzo poważnie, dlatego poradziłam mu, by dał sobie czas na zgłębienie tego zagadnienia i zajął się językiem migowym nie w Pigmalionie, a w osobnym projekcie, bo to jest temat-rzeka i nie ma sensu tego mieszać. Jakiś czas później Wojtek powiedział, że nie wyobraża sobie tego projektu beze mnie. Bardzo się ucieszyłam, od dawna ceniłam jego prace, a tworzenie wspólnie czegoś o języku migowym to już w ogóle było spełnienie marzeń. W warszawskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Słabosłyszących przygotowaliśmy wspólnie z Wojtkiem Pustołą projekt, który roboczo nazywał się Język polski. Chcieliśmy odkryć, czym dla uczestników jest polski język. To była akurat szkoła, która nieszczególnie kładzie nacisk na kulturę Głuchych, na to, żeby dzieciaki mogły się rozwijać w języku migowym, z jednej strony zmuszając ich do funkcjonowania jak słyszący, a z drugiej – podcinając skrzydła, nieustannie między słowami pokazując tym młodym, że nie mają takich samych możliwości jak słyszący. Kiedy tam przyjechałam, dyrektorka szkoły powiedziała mi, że tłumaczka właściwie nie jest potrzebna, bo podopieczni dają sobie radę w komunikacji werbalnej. Zasugerowałam, że skoro specjalnie przyjechałam z Poznania, to chciałabym się spotkać z grupą i jeśli chociaż jedna osoba będzie potrzebować tłumaczenia, to zostanę. Zgłosiła się jedna osoba z dwunastoosobowej klasy. Ale potem zobaczyłam, że więcej dzieciaków się we mnie wpatruje. To, że czytają z ruchu warg, że są zaimplantowani, że starają się funkcjonować w rycie słyszących to jedna sprawa. Ale wprowadzenie tłumacza języka migowego także ułatwia komunikację. Z tej dwunastki do dalszej współpracy zgłosiło się sześć osób, a spektakl ostatecznie tworzyły cztery. Powstała Fabryka pięknych gestów 7, najpierw pokazaliśmy to w Centrum Sztuki XS, a potem na otwarciu Nowego Teatru w Warszawie. To były takie wprawki Wojtka w poruszaniu się po świecie niesłyszących. Równolegle przygotowywaliśmy wniosek o dofinansowanie projektu, który miałby na celu pokazanie różnorodności języków migowych – miał się nazywać Gestuno. Ostatecznie na bazie tej koncepcji powstał Jeden gest, który bardzo mocno czerpie z naszych rozmów, lektur, ale też późniejszych doświadczeń Wojtka, rozmów i spotkań z Głuchymi oraz tłumaczami, przede wszystkim – z tego, co wnieśli zaproszeni do spektaklu performerzy z warszawskiego oddziału Polskiego Związku Głuchych. Ja w tym projekcie na etapie realizacji uczestniczyłam przez kilka dni prób. Pracowałam już wtedy na etacie w Polskim w Poznaniu, więc nie mogłam być tłumaczką stale współpracującą, wiedziałam też, że na pewno lepiej dogadają się z tłumaczem, którego dobrze znają. Natomiast zdążyłam jeszcze pomóc w opracowaniu wniosku o dofinansowanie prezentacji spektaklu na międzynarodowych festiwalach. Świetnie, że ten spektakl pokazywany był za granicą, w krajach gdzie świadomość kultury Głuchych jest większa lub mniejsza. Aktorzy mieli każdorazowo możliwość poznania sytuacji tamtejszych Głuchych, czasem mi później o tych doświadczeniach opowiadali. W Polsce jego przyjęcie było bardzo dobre, głównie ze strony słyszących, dla których często było to pierwsze zetknięcie z tym światem. To także spektakl, który obala różne mity na temat tego środowiska. Coś podobnego próbował stworzyć także Adam Ziajski w spektaklu Nie mów nikomu 8, w którym biorą udział głównie osoby związane z Polskim Związkiem Głuchych, jest także dwójka naszych podopiecznych z Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. Osoby z PZG mocno jednak naciskały na to, żeby formą komunikacji tego spektaklu był SJM, a nie PJM. Więc ten spektakl nie opowiada o komunikacji Głuchych tak kompleksowo jak projekt Ziemilskiego, gdzie poza polskim językiem migowym są także pokazane inne języki migowe, a jeden z bohaterów, Paweł, posługuje się systemem. U Ziajskiego forma komunikacji jest ograniczona do jednego, odgórnie wybranego, sposobu. A jak trafiłaś do Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym? Na kursie wykładowców języka migowego poznałam dziewczynę, która jest wolontariuszką, tłumaczką i przewodniczką w lubuskiej jednostce tej organizacji. Zapraszała mnie wielokrotnie na koncerty muzyki terapeutycznej organizowane przez nich w Międzyrzeczu i dopiero za trzecim razem udało mi się przyjechać. To było niesamowite doświadczenie. Hasło „Głuchoniewidomy” sugeruje osobę, która zupełnie nic nie widzi i zupełnie nic nie słyszy, natomiast w praktyce to są osoby, które mają znaczne uszkodzenie tych zmysłów, ale to mogą być ludzie, którzy na przykład zupełnie nic nie widzą i są słabosłyszące, albo są Głuche i słabowidzące. To równoczesne uszkodzenie zmysłów sprawia, że mają inne postrzeganie świata, inne problemy, niż tylko Głusi albo tylko niewidomi. W Międzyrzeczu uczestnicy wzięli intrumenty-przeszkadzajki, duże misy tybetańskie, tarki, instrumenty działające wibracyjnie lub o charakterystycznym kształcie i sposobie wydobywania dźwięku. I dali, razem z dyrygentką, piękny koncert. Nie dlatego, że były to jakieś świetne harmonie czy fantastyczne brzmienia. Chodziło o doświadczenie i radość z odkrywania nowych faktur, odczuwania wibracji. Podczas tego koncertu poznałam dziewczynę z warszawskiej centrali Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym, która powiedziała, że to niesamowite, że przyjechałam do Międzyrzecza, skoro w Poznaniu jest jednostka TPG. I jak już przyszłam na pierwsze spotkanie, to przyjęto mnie jak starą znajomą, oczywiście zostałam. Okazało się, że można pogodzić dwa światy: skoro pracuję w teatrze, to mogę Głuchoniewidomym ten teatr przybliżyć. A sami Głuchoniewidomi bardzo chętnie zareagowali na różne propozycje warsztatów. Właśnie skończyliśmy warsztaty ruchowe z Januszem Orlikiem, gdzie uczyli się odkrywać swoje ciało, pracować z różnymi jakościami ruchu i było to dla nich fajne doświadczenie. Dla mnie, jako tłumaczki, także. Mieliśmy na zajęciach osoby zupełnie niewidome i zupełnie głuche, więc trudno było wszystkim pokazać, o co chodzi w danym ćwiczeniu. Czasem musieliśmy pozwalać im się nawzajem dotykać, żeby poczuli, jak się ciało w danym momencie przemieszcza, jaki to jest rodzaj ruchu. Sugerowaliśmy, by eksperymentowali z własnymi sposobami ekspresji. Szukaliśmy w języku migowym znaków do przetłumaczenia niektórych określeń związanych z tańcem. Było to bardzo trudne, ale wszystkim sprawiło ogromną satysfakcję. A jak wygląda tłumaczenie spektakli dla tej grupy odbiorców? Walczę o to, by na dostępnych spektaklach było równocześnie tłumaczenie na migowy i audiodeskrypcja, bo mam podopiecznych, którzy korzystają z tego lub z tego, a organizacyjnie łatwiej jest pójść wspólnie na ten sam spektakl. To jest oczywiście logistyczne wyzwanie dla teatru. Ale myślę, że skoro już raz opracuje się skrypt tłumaczenia spektaklu, to powinno się takie wydarzenia powtarzać. Na razie u nas tylko Drugi spektakl 9 był dwukrotnie tłumaczony na język migowy, w większości przypadków dostępne spektakle są jednorazowe. Teatrowi to się nie opłaca i istnieje błędne przekonanie, że skoro raz się coś odbyło, to na pewno wszyscy zainteresowani już przyszli. To tak nie działa. Bardzo się cieszę, że nasza ostatnia produkcja 27 grudnia 10 już premierowy pokaz miała z tłumaczeniem na język migowy i audiodeksrypcją, w planach są kolejne dostępne pokazy – właśnie dzięki współpracy z Fundacją Mili Ludzie. Gdy wychodzicie z podopiecznymi, to dostajecie zniżki na bilety? To zależy od tego, czy spektakl dostępny organizowany jest we współpracy z jakąś fundacją, która za pieniądze na przykład z ministerstwa ma pulę bezpłatnych wejściówek. To jest z jednej strony fajne, bo umożliwia uczestnictwo, natomiast z drugiej strony przyzwyczaja do sytuacji, w której teatr jest zawsze bezpłatny. A tak przecież nie jest. Wydaje mi się, że jeśli dążymy do sytuacji, w której Głusi czy niewidomi mogliby sobie wybrać spektakl, na który chcą iść, tak jak pełnosprawni widzowie, to powinni, tak jak pełnosprawni widzowie, płacić za bilet. Mogą mieć, naturalnie, ulgową taryfę, to nawet wskazane, natomiast jeśli uczestnictwo w kulturze wiąże się z tym, że za bilety płacić trzeba, to wyrazem równości byłyby w jakimś stopniu płatne bilety także dla nich. Z takiego założenia wychodzi Fundacja Kultury Bez Barier, która tworzy pulę wejściówek w ulgowej cenie na wydarzenia, które przygotowują. Widzowie otrzymują w zamian zawsze bardzo kompleksowe i profesjonalne udostępnienie spektaklu: jest tłumaczenie na język migowy, często równocześnie napisy, audiodeskrypcja i pomoc w obsłudze jej odbiornika. Jesteś wolontariuszką w wielkopolskiej jednostce Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym. Dostajesz jakiekolwiek pieniądze za swoją pracę? Zdarza mi się dostawać wynagrodzenie za tłumaczenie na język migowy, bo realizujemy projekty, w których dzięki wsparciu z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych są przeznaczone symboliczne pieniądze dla tłumaczy języka migowego czy tłumaczyprzewodników. W tej chwili, w jednostce, jest nas – certyfikowanych tłumaczy – dwójka, więc chcąc nie chcąc wyrabiamy sporą pulę godzin. A ile czasu zajmuje ci ta praca? Spotkania mamy zazwyczaj w soboty od dziesiątej do czternastej, ale to jest dosyć mobilny termin, bo jeżeli coś interesującego dzieje się w innych godzinach, to spotykamy się później. Ale sobota i te godziny są zarezerwowane dla osób dojeżdżających spoza Poznania. Jesteśmy wielkopolską jednostką, więc zrzeszamy osoby z całego województwa, które muszą tutaj dojechać, a potem wrócić. Często uczestniczymy w wydarzeniach, które dzieją się w ciągu tygodnia: różne spektakle, pokazy filmów z audiodeskrypcją lub tłumaczeniem na migowy. Sami także – już w pełni wolontariacko – organizujemy różne wydarzenia, otwarte dla wszystkich – na przykład warsztaty języka migowego czy SKOGN – sposobów komunikowania się osób głuchoniewidomych, by ludzie mogli poznać nas i to, jak działamy. Trudno powiedzieć, ile zajmuje mi to czasu godzinowo. Wiadomo, że jak jestem w próbach w teatrze, to wpadam do jednostki tylko czasem, żeby na przykład pomóc posprzątać po spotkaniu czy odprowadzić kogoś na pociąg. Albo ogarniam dużo rzeczy zdalnie – robię audiodeskrypcję do zdjęć lub zajmuję się promocją, wyszukuję granty, z których możemy dodatkowo skorzystać. Natomiast, kiedy nie jestem w próbach, to zdarza się nawet czterdzieści godzin tygodniowo, jeżeli pracuję nad jakimś projektem. Na przykład co roku organizujemy Międzynarodowy Tydzień Wiedzy o Osobach Głuchoniewidomych i zawsze staram się z tej okazji przygotować jakieś ciekawe wydarzenie, pozyskać na to fundusze, wypromować, dotrzeć do osób, które nas jeszcze nie znają, przeprowadzić to wydarzenie, udokumentować, rozliczyć i ewaluować… Wtedy to jest tak naprawdę drugi etat. Niekoniecznie płatny. Myślisz, że polski teatr się otwiera na Głuchych i Głuchoniewidomych? Myślę, że tak, bo jest coraz więcej teatrów, które proponują dostępne spektakle. Spójrzmy lokalnie: w Poznaniu dostępne spektakle organizowane są od 2010 roku, w Kaliszu od dwóch lat, od niedawna także w Gnieźnie. Dobrze to funkcjonuje także w Trójmieście. Oczywiście, najbardziej rozwinięta jest Warszawa, gdzie kilkanaście teatrów już regularnie wprowadza udogodnienia dostępnościowe. Natomiast nie wszyscy wiedzą jeszcze, z czym to się je. Chcą dobrze, ale nie zawsze tak wychodzi. Na przykład instytucje kupują sprzęt do audiodeskrypcji. To nie są tanie przyjemności i żeby trochę zaoszczędzić, kupują sprzęt gorszej jakości, który po czterdziestu minutach się rozładowuje. A spektakl trwa na przykład trzy godziny. I co wtedy? Podmienić sprzęt, zrobić przerwę na doładowanie? Zdarzają się też sytuacje, gdy zapomina się oświetlić tłumacza języka migowego. Świetnie, że jest potrzeba tworzenia dostępnego teatru. Najczęściej nie wychodzi ona jednak z samych instytucji kultury, ale raczej z organizacji pozarządowych, które do teatrów się zgłaszają. One mają odpowiedni sprzęt, tłumaczy, audiodeskryptorów i tak naprawdę wymagają od teatru tylko tego, żeby zgodzili się współpracować. Natomiast nadal nie wszyscy dyrektorzy są do tego pozytywnie nastawieni, choć często nie wymaga to od nich żadnej dodatkowej inwestycji czy poświęcenia. Ale wychodzą z założenia, że dla takich osób, pewnie nielicznego grona, nie warto się starać. Szkoda. Rozmawiał Stanisław Godlewski
Bo piękno na to jest, by zachwycało Do pracy - praca, by się zmartwychwstało 47 "Cóż wiesz o pięknem?..." -- Spytam się tedy wiecznego-człowieka, Spytam się dziejów o spowiedź piękności: Wiecznego człeka, bo ten nie zazdrości, Wiecznego człeka, bo bez żądzy czeka, Spytam się tego bez namiejętności: "Cóż wiesz o pięknem? ..." ... "Kształtem jest Miłości" - On mi przez Indy - Persy - Egipt - Greków - Stoma języki i wiekami wieków, I granitami rudymi, i złotem, Marmurem - kością słoniów - człeka potem, To mi powiada on Prometej z młotem. Kształtem miłości piękno jest - i tyle, Ile ją człowiek oglądał na świecie, W ogromnym Bogu albo w sobie-pyle, Na tego Boga wystrojonym dziecię; Tyle o pięknem człowiek wie i głosi - Choć każdy w sobie cień pięknego nosi I każdy - każdy z nas - tym piękna pyłem. Gdyby go czysto uchował w sumieniu, A granitowi rzekł: "Żyj, jako żyłem" - To by się granit poczuł na wyjrzeniu, I może palcem przecierał powieki, Jak przebudzony mąż z ziemi dalekiej ... Lecz to z granitu bryłą ten by zrobił, A inny z tęczy kolorem na ścianie, A inny drzewa by tak usposobił, Żeby się dłońmi splotły w rusztowanie; A jeszcze inny głosu by kolumnę, Rzucając w psalmy akordów rozumne, Porozpowijał jak rzecz zmartwychwstałą, Co się zachwyca w niebo: szłaby dusza Tam - tam - a płótno na dół by spadało, Jako jesienny liść, gdy dojrzy grusza. Promethidion 37 To w tym - o pięknem przypowieść ma leży!... I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę, Jako chorągiew na prac ludzkich wieży, Nie jak zabawkę ani jak naukę, Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła I jak najniższą modlitwę anioła. (Promethidion, Bogumił) O SZTUCE (DLA POLAKÓW) Są obrazy Van-Eyka z tym podpisem w rogach umieszczanym: "Jak mogłem: VE." ZAWIERA TREŚCI 1. Sztuka w obliczu czasu bieżącego i w obliczu ścisłych umiejętności. 2. Sztuka w obliczu praw natury. 3. Sztuka w obliczu życia. 4. Sztuka w odniesieniu do religii. 5. Pojęcia narodowe. Razem: Objawienie, uzasadnienie i obrona sztuki u Polaków. DEDYKACJA Tym, którzy z wielką Historii zniewagą, U słupa Prawdę rozebrawszy nago, Już, już świstali: - Jako Dziewicy obuwie wężowi, Spadnie na czoło lada kwiat i powié: "Dotąd!... nie daléj!..." * * * Tym zaś, co, serca jeszcze mając szczątek, Nie powstydzili się wielkich pamiątek Myślą czcić wielką: - Palmy się schylą od wołań anioła I, pognębione okrążywszy czoła, Łzę otrą wszelką... I Pisać o sztuce dla narodu, który ani muzeów, ani pomników, właściwie mówiąc, nie ma; pisać dla publiczności, która zaledwo biernie albo wypadkowo obznajomiona jest z tym przedmiotem - jest to nie pisać o sztuce, ale objawić ją. Niemniej, pisać o sztuce dla Polaków i po polsku w chwili, kiedy bardzo niedawno część ta intencji i pracy obwołaną została za niewłaściwą, szkodliwą i osławienia godną; owszem, tak poniżonemu przedmiotowi obywatelską godność zyskać - jest to nie pisać o sztuce, ale uzasadnić ją i postanowić. Trudność ta druga, gdyby nie była z braku rozwiązania onej wstępnej i pierwszej pochodzącą, byłaby może nie do zwalczenia dla współczesnych. Skoro zatem okaże się możebność korzystnego obcowania z taką publicznością w takim przedmiocie, znikną przez to samo osławienia i wyklinania owe, albowiem okażą się być, czym są - niewczesnymi! Okazanie pogodne - po-nad-pamfletystyczne - niewczesności zarzutów bywa zagładzeniem onych wszędzie, a jest nieodzowne w tym przedmiocie. Gdyby Polska-naród nie wyczekiwała i mogła nie wyczekiwać nic od Polski-społeczeństwa, jak np. w kwestii włościańskiej dziś się dzieje, owszem, gdyby bez obrazy majestatu Cywilizacji mogła Polska-naród uważać Polskę-społeczeństwo za wynik tylko geograficzno-strategicznych widoków i planów swoich, zaiste że ten promień intencji i pracy, który się sztuką zowie, mógłby być dla niej obojętnym, jak też z nim poczynali sobie wielcy nawet pisarze nasi - co wspomniało się indziej.* [*Promethidion, Epilog,XIX.] Kiedy albowiem naród dopiero uzasadnia się, a ważność społeczeństwa nie tylko że wyrównywać mu nie może, ale zupełnie jest wypadkową i podrzędną, i do dalszych poruczeń zostawioną, wtedy zaiste że jedyna tylko sztuka obchodzić go zwykła: inżynieria, lub wyłączniej: sama sztuka wojskowa, jakkolwiek i ta jeszcze - niestety - jest sztuką! Owszem - dostrzec się daje, iż wyłączenie pierwiastka sztuki spośród licznych darów znamionujących wodza - owszem, ograniczenie się na heroizmie nagim bez udziału tej historycznej estetyki, która epopeję tworzy - dawać zwykło wiele bitew szczęśliwych, wiele przegranych wojen. Tak i w oddalonej ze wszech miar na pozór sztuce lekarskiej bynajmniej nie płonnym jest przydatkiem, iż umiejętność ta, i ta możność, sztuką się zowie. Nie tylko albowiem wśród licznych szczęśliwego lekarza darów mile witanym bywa, jeżeli jest odgadującym bystro, ale jak dalece rzeźbiarskiego prawie ukształcenia chirurgia wymaga? - o tym nie można wątpić - co zaś fizjonomiki się dotyczy, jak na przykład szanowne dzieła Lavatera, o tym zawyrokować nawet trudno, czyli są dla artystów, czyli dla lekarzy sporządzone. Mamże i o umiejętności skądinąd ścisłej, to jest o matematyce, nie przypomnieć, iż tam, gdzie astronomii się oddaje i usługi jej pełni, po wielokroć opiera się ona na prawach profetyzmem natchnienia otrzymanych i te za zasadę sobie bierze, sama indziej wszechzasadniczą będąc, tak iż nie skłamię, jeśli powiem, iż skrzydłom owdzie cyrkiel zdąża. Prawo z czymże obcuje, jeśli bezprawiem nie jest?... jawność, sąd przysięgłych i obrońcy do ileż bez oratorstwa obejść się mogą? Historii potrafiłżebym archeologię i paleografię, i właściwą nawet monumentalną-sztukę odjąć, bez powalenia jej na ziemię? Jeżeli więc wojskowa-sztuka, medycyna, matematyka, prawo i historia, zdanie swoje o sztuce wiekami całymi zapisawszy, do nierozdzielnego onąż współudziału stanowczo przypuściły, nie pozostaje nam zaiste poszukiwać, gdzie jest ów głos zaprzeczny, tak niepobłażliwie z istotą sztuki obchodzący się, ale raczej, pominąwszy go, wejrzeć jeszcze w dwie najpoważniejsze sfery bytu: w naturę i w życie - czyli czasem w tych dwóch nie jest sztuki-istota więcej niźli w powyższych i ostatecznie uprawnioną? Po czym już, gdyby tak być miało i tak okazało się, religijnego tylko jeszcze spytać należałoby się namaszczenia, czyli i to nie jest sztuce odmówionym. II Sztuka w znaczeniu przyjętym najpowszechniej, dlatego może, że w znaczeniu jej najniższym, będąc "naśladowaniem natury", nie może być już przez to samo w naturze inaczej dociekaną, jeno jako piękno i onego to piękna bezpośredni okres, czynny udział, osobna pora, słowem prawo, wpośród współdziałania wszystkich innych praw natury istniejące i obowiązujące. Takowy to udział, taki okres, osobna pora taka, prawo takie - jestże w cało-sprawie przyrodzenia tak wyraźnym i dzielnie obowiązującym, ażeby na nim się oparłszy uprawnić przeto ową tylo-wiekową pracę intencji i wiedzy, która sztuką zowie się? Natura wydzieliłaż miejsce i czas prawu takowemu, prawu piękna? - że albowiem wszystko w naturze pięknem jest, albo bywa, to może właśnie dlatego, że wszystko nie ma jeszcze przez to samo osobnej istoty swojej, i podejrzewać dałoby się raczej o zależność od sposobu rzeczy uważania, od sposobu patrzenia na nie. Lecz nie - prawo to, prawo piękna, ma i czas sobie osobno wydzielony w porze kwitnienia wszelakiego, i ma przedmiot swój w kwiecie. Jakoż kwiat, ta to błaha zawiązka piękna, która wdzięczy się dziś, a jutro wiatr ją zwarzy, pochłonie zwierzę paszczą grubą, człowiek nogą poważną zdepcze; kwiat, który nie tylko w każdym względzie po-nad-użytecznie pięknym bywa, ale jeszcze są kwiaty jakoby na wyłączną posługę piękności, i to bardzo wyszukanej, przeznaczone; kwiat i pora-kwitnięcia, we wszystkim piękna, tak dalece "realnym i praktycznym" - jak to dziś mówią - prawem jest, iż gdyby Attyla lub inny barbarzyniec jaki bicza trzaskiem zmiótł te wdzięczne fraszki i te ozdoby z pól i drzew - zaiste że obozy jego w odwrotnym marszu nawet musiałyby wymierać, głodem wielkim za pogwałcenie onych to praw pobite. Od owoców prawdy albowiem aż do ziarnka rośliny najdrobniejszej, która w szczelinie głazu twardego ma mieszkanie, wszystko przechodzić musi porę kwiatu, porę piękna kwitnienia, jeśli ma być owocem użytecznym i ważność mającym. "Przypatrzcie się - mówi Pan i Mistrz - liliom, jako rosną: nie pracują ani przędą, a powiadam wam, że i Salomon we wszystkiej ozdobie nie był tak ubranym jako jedna z tych..." (Łukasza Ś. XII27) III Ale że i o religijne zapytamy się dla sztuki namaszczenie, obiecaliśmy sobie nie tylko praw jej pomiędzy prawami natury poszukiwać, lecz i w sferze moralnej życia wskazać, jakie zajmowałaby ona miejsce. Pośpieszamy więc orzec, że jeżeli jest w człowieczeństwa dziejach stan prostoty, z której się wychodzi, i tej drugiej prostoty, do której się dochodzi, stan prostactwa i stan prostoty doskonałej, tedy cały on ciąg onego to właśnie dochodzenia nie może się bez arcypoważnego udziału sztuki w życiu obejść i nie obywa się. Zaiste, bardzo prostotliwą, naturalną i bezwikwintną jest rzeczą oddać w dwakroć poszturg mało uważnego przechodnia w ulicy ciasnej. Zaiste, bardzo ofiarnym jest czynem policzek nadstawić po uderzeniu pierwszym - ale ani ofiarną i stygmatyczną, ani naturalną rzeczą jest wymierzyć sobie i bliźniemu swemu sprawiedliwość. Samo słowo wymierzyć zapowiada już coś sztucznego. W tymże względzie osobie nieprzyjaznej złą nowinę donieść w całej przeraźliwej jej nagości - naturalnym jest czynem i nic w sobie sztucznego nie mającym, ale zaczekać na upamiętanie się czyje, ale uprzedzić one, ale temu, który zranił ciebie, okryć mogącą zabić go wiadomość - są to nienaturalne i wielkiego wymagające artyzmu poruszenia! Jakoż podłość jest bliższą człowieczości, ale sztuka w życiu więcej jest obowiązującą i potrzebną. "Miej serce - i patrzaj w serce." Nie tylko "miej", powiada tu poeta, ale zarazem "miej i patrzaj" w nie. Wiersz ten, może największy treścią, jaki kiedykolwiek napisał Adam Mickiewicz, pomijamy z żalem, iż nie możemy tutaj, dla szczupłości zakresu, w szerokości chociażby równej całemu temu pismu badać go i wykładać. Zbliżyliśmy się albowiem już do samego, że tak nazwę, prądu sztuki w życiu, gdzie pomiędzy naturalnością podłą - naturalnością nałogową, wolną od udawania dlatego, iż celu jeszcze nie ma - a pomiędzy siebie tylko na celu mającą ogładą zewnętrzną, jednym słowem: pomiędzy bez-lubstwa a samo-lubstwa grubiaństwem i fałszem, żaden składny dwuznacznik, żadna, mówię, doktryna upogodzić nie może wciąż powstawać muszących przeciwieństw na polu życia - jedynie albowiem tam aż przeprowadzonej sztuki jest to okres. Jakoż gdyby tu technicznego, a przeto wyłącznego, wolno było użyć wyrażenia, powiedzieć dałoby się, iż sztuka ekwacją jest postępu - postępu nawet moralnego, o ile ten historii jest przedmiotem. Ileż bo to smutków do niewypowiedzenia smutnych, boleści ileż do niewypowiedzenia bolesnych - ileż to i trudności do niewypowiedzenia trudnych dlatego jedynie spotyka się, iż przez niewypowiadanie tychże słuszne aż do onego to niewypowiedzianego wzrosły stopnia! Hamlet, w domu swych przodków, czemu to aż z aktorami przestawanie za jedyną mieni sobie ulgę? Zaiste, podrzędnym, przypadkowym lub okolicznościowym, a niekiedy dziwacznym mienią ów głęboko mistrzowski pomysł wprowadzenia aktorów na dwór Książęcia w chwili, kiedy już całe dworu tego rzeczywiste, potoczne i naturalne życie wynaturzonym tylko fałszem stało się. Z stanowiska jednakże, o którym powyżej mówiliśmy, dramatyczny ten obrót najprostszym rzeczy jest następstwem. Kiedy albowiem cały obyczaj familijny i powszednia jego rzeczywistość brudną stały się maską, wtedy maska-teatru zamieniła się tylko w rzeczywistość nieskończenie godniejszą wyboru i pierwszeństwa. Przyjęła nawet siłę akcji i jakoby prawdą stała się. Na przykładzie następnie umieszczonym, z aktu pierwszego sceny drugiej wziętym, łatwo jest dopatrzyć wszystkich tych zarysów sztuki w życiu, o których dotąd mówiliśmy, a które uprzytomią się wydatniej za zbliżeniem spostrzeżeń z wzorem - pomnieć tylko należy, że rozmowa jest matki z synem po śmierci ojca. MATKA Wiesz sam, i rzeczą jest najprostszą w świecie, I tak to bywa wciąż-że, co się rodzi, Przechodzić musi przez śmierć w nicość trzecię, W wieczność - - HAMLET Wiem, pani: tak, to tak przechodzi!- MATKA Więc czemuż rzeczy nie brać, jak są one- Zwyczajne czemu zdawać się ma dziwnym? HAMLET Zdawać? - O! pani - to nie jest zmyślone Czarnym kolorem płaszcza, ruchem sztywnym, Wzdychaniem, które siłę płuc oznacza, Bladością cery, dużym łez potokiem - Z całą ich formą, modą i urokiem, Który się zdawać może - że rozpacza! Nie - to mię wszystko najmniej nie wyraża. Właśnie, iż sztuka wygrać to jest w stanie, Właśnie, iż często udać się to zdarza, Gdy to, co cierpię ja, jest nad udanie. Kiedy tak, w pierwszym zaraz akcie i w drugiej scenie - a więc dobrze jeszcze przed ucieczką do aktorów i sceny - zasłania się już Hamlet przed oną radą matki, ażeby brać rzeczy, jak są one, naturalnie i po prostu, i nie wdać się w patetyczne smutki, Królowa odrzuca się na stanowisko przypuszczające dramę w życiu i próbuje, do ila ta celom jej posłuży, mówiąc: Że Hamlet ojca płacze, jest przykładnie, Bardzo przykładnie, owszem, bardzo ładnie...| -------------------------------------------- Na tym to przykładzie - krótkim, o ile tego wymaga zakres pisma, ale w którym brzmią główne tony, o przeprowadzonej sztuce w życie świadczące - zamykamy nasz okres temuż poglądowi na sztukę poświęcony i należny, a przechodzimy do uważania onejże wobec religii. IV Kiedy niedawno zmarła Rachel, która była wielką artystką dramatyczną, znalazła już się na południu talentu swego i w Potsdamie grała przed złożoną z królów publicznością, zdarzyło się, iż po najpomyślniejszym z tych przedstawień skoro się udała na spoczynek, uczuła była jakoby rękę wielką tłoczącą jej pierś na sposób, w jaki się pędzącego w biegu zatrzymuje - i usłyszała była głos: "Tu koniec twój - tu skonasz!..." I zdało się jej było, iż obejrzała się za głosem, patrząc, gdzie skonać ma - gdzie jest jej koniec? Ale zobaczyła tylko czworoboczną izbę, wapnem prostym bieloną, pustą, i zdało się jej, że nic w tej tak pospolitej izbie nie ma. A patrząc, patrząc dłużej, kiedy dziwowała się onej wielkiej prostocie miejsca tego - dostrzegła jeszcze klęcznik i dostrzegła postać klęczącą, ta zaś była jakoby posąg, którego nie można było widzieć twarzy, lecz który na wejrzenie przypominał statuę Polymnii z Louvre'u. Dzienników wiele powtarzało zdarzenie to, które słynna aktorka opowiadała była bliskim swoim, ale nikt snu owego nie tłumaczył. Jest on jednakże wielce jasny. Każdy aktor, wchodząc do celi kameduły, przed podobnym klęcznikiem powiedzieć sobie może z onym głosem tajemnym: "Tu - koniec twój." Jakoż wobec religii sztuka, samoistność swą tracąc, wstępuje już w porządek potęgi wyższej życia, gdzie o tyle tylko żywa jest sobie, o ile litery światłem staje się, o ile kona sobie, a najjaśniejszym-tajemnicom wiary objawionej, jako uwidomiające ciało, postać i forma, posługuje.* (*Pieśń społeczna, karta XI, wiersz 21,22,23, Ołtarz już kresem jest samoistnego sztuki bytu, i jeżeli w sztuce wojskowej, medycynie, matematyce, prawie, historii itp. udział sztuki wybiera sobie właśnie że najżywotniej - samodzielne części tych umiejętności, stając się jakoby ołtarzem świętego ognia ich, to - przeciwnie - na stopniach religijnego ołtarza ołtarzów udział ów sztuki na najformalniejszej właśnie części ogranicza się - tak iż powiedzieć by można, że prawdziwej religii forma udziela jeszcze ducha wiadomościom doczesnym przez sztukę. Spostrzeżenia tego, na którym budowa niniejszej pracy o sztuce zakłada się, ażeby tym wybitniej prawdę uczuć i kres ów tajemniczy przemieniania się sztuki w wyższą natury potęgę naznaczyć, nie od rzeczy będzie przytoczyć tu słowa świetego mędrca Tertuliana do Senatu Rzymskiego. Te brzmią: ( To pociesza nas, że bogowie wasi, czyli posągi, ażeby dostąpić bóstwa, przechodzą pierwej przez te same katusze, na które my codziennie przez ich fałszywe bóstwo wystawieni bywamy. Wy przybijacie Chrześcijan do krzyżów i słupów; czyliż nie tak samo rzeźbiarz, formując postać bóstw, od krzyża lub pala rozpoczyna? Nie na krzyżuż to odbierają one pierwsze zarysy świętości ich profilów? Wy i żelaznymi pilnikami rozdzieracie boki Chrześcijan - ależ piła, pilnik i rylec nie mniej, owszem, staranniej, obrabia członki bóstw. Wy i głowy Chrześcijanom odejmujecie według upodobania, tak jak się z bogami waszymi dzieje, które głów by nie miały, gdyby onych rzeźbiarz nie dał im. My rzucani bywamy na pastwę bestyj, a na czyjąż to pastwę Bachus, Cybela i Ceres podawani bywają! W ogień rzucacie nas, a ileż bóstw tej próby nie przechodzi? Do kopalni bywamy wysyłani, a toć z onych kopalni i bałwany wasze dobywają się. Lecz co nad to jeszcze pewnego jest, to to, iż zaiste że równo bogowie wasi nie czują zniewag onych i poniewierek, i zaszczytów. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Wszelako oto i tu jeszcze, jakkolwiek w obrazie tak bolesnym i dla innych powodów przytoczonym, potwierdzone jest to, co właściwą, co rzetelną sztuki stanowi prawdę. Można było albowiem w ten już sposób do Rzymian odzywać się, można było w sposób nierównie snadniejszy do Greków, jak to Apostoł Paweł czynił, właśnie że dlatego, iż w samym onym rozwinięciu sztuki i estetyki leżała już pierw ujma temu dzikiemu bałwochwalstwu, które całe wymowy nie dopuszcza, a porozumiewanie się wszelakie zbrodnią mieni. Doświadczenie historii uczy, iż skoro lud jaki bogi swoje idealnej piękności podda, wraz i bałwochwalstwa potwór zanika - alegorie się zaczynają - po nich figury-retoryczne miejsce biorą, i prawda już odtąd te przynajmniej prześladowania spotyka, które i dziś godzić na nią mogą, wcielonych obrońców jej zamęczyć, ale prawdy w niczym nie uszkodzić - owszem, na tym błogosławieńszym postawić ją przeto świeczniku. Ideał albowiem, nieskończonym będąc, najnieustanniej przez to samo przewyższać się dozwala, bałwochwalstwo zatem na tej drodze w lenistwo jedynie i w błąd nieledwie estetyczny, albo już w tę ostatnią maskę interesu brudnego się zamienia, którą pokrywał się ów rzeźbiarz dla Świątyni Diany pracujący i dlatego jedynie przeciw kazaniom Pawła Świętego Apostoła podburzający rzeszę ciemną. Nie był to już wszelako prawdziwy artysta grecki z czasów pięknych, ale właściwiej kupiec - prawdziwy Grek byłby raczej wędrownym jakim bóstwem Apostoła każącego uznał i, za takowe obwoławszy, woły mu na ofiarę przynieść radził, jak to w innym mieście greckim miejsce miało. W idealnym piękna uprawianiu leży pewne uczucie-wyższego-porządku-rzeczy, ku któremu wznosząc się, jeżeli nareszcie u szczytów onego napotkanej prawdy nie można wziąć, to jedynie dlatego, iż człowiek wziąć sam nic nie może, co by mu pierw nie było dano wziąć. Bałwochwalstwo przeto na tej drodze - jak to rzekliśmy wyżej - jest już raczej lenistwem, opieszalstwem i gnuśnością prawy zatrzymującą postęp. Ammianus Marcellinus, w początku piątego wieku pisząc, tak obraz stanu tego kreśli: I te niewiele domów, gdzie poważnie umiejętności i sztukę uprawiano, zamieniło się już na teatra zniewieściałości i uciech szalonych, które tego są następstwami. Nie słychać już tam nic, oprócz samych głosów ludzi i instrumentów; zamiast filozofa albo mówcy, grajek, trefniś lub skoczek poszukiwany bywa. Księgozbiory zamknięte są jak groby, a gdzie o treść pytać należałoby, tam raczej za fletem, lirą albo innym muzycznym narzędziem biegną, i to jedynie jako za nieoddzielnym płaskiej komedii chórem. Starożytni wprawdzie pewny rodzaj muzyki zawsze w pogardzie mieli, mowa tu jest wszelako o ogólnym raczej wygaśnięciu wszelkich idealnych poczuć i zaparciu się ich postępu. Z Chrześcijaństwem dopiero bowiem święty Ambroży, a głównie święty Grzegorz papież, objawiają, uzasadniają i stanowią muzykę dzisiejszą. V Po skreśleniu zatem w ustępie pierwszym (I), jaką zastaliśmy ważność publiczną sztuki, a jakie ona nie tylko w czasie bieżącym, ale w sztuce wojskowej, medycynie, matematyce, prawie i historii, przez cały tok postępu onych, zajmuje miejsce, i jest bynajmniej tym czymsiś(!), za co ją wszyscy prawie wszystkich narodów teoretycy uważają, a na ich wiarę nasi polscy - wypowiadamy z naszej strony bardzo prosto, że sztuka w obliczu umiejętności jest sferą każdej z nich żywotną i dopóki są one żywotnymi. Po okazaniu następnie w rozdziale drugim (II), że wobec natury uważana sztuka wchodzi w jej prawa. Po określeniu w ustępie trzecim (III), że uważana sztuka w życiu jest ekwacją postępu moralnego. I po tym, co ustęp czwarty (IV) zawarł: to jest, iż w odniesieniu na ostatek do religii, sztuka ujście swoje tam znajduje, ale jako wszędzie indziej żywotną jest, tak - odwrotnie - u ołtarza progów w literę jedynie wyjaśniającą Słowo zamienia się i zamyka przeto całość istoty swojej. Po objawieniu, uzasadnieniu i obronieniu sztuki, jednym słowem, pozostaje mi tylko z zadziwieniem wielkim odpowiedzieć, jak mogła rzecz z siebie tak poważna obwołaną być za czczą i szkodliwą? Tudzież, o ile da się - w tak złym powietrzu - skreślić także pojęcie polskie, na tym obszernym polu koczujące... Zapytanie jednakże pierwsze milczeniem tylko, albo skreśleniem ogólnym stanowiska sztuki do doktryny, albo następującym, co najlepiej, zbyć można porównaniem: I kryształowa szyba, kiedy się wskośnie na nią patrzy, zasłania oczom przedmioty. Przejdźmy teraz do narodowych pojęć. * Zdaje mi się, że dotąd nie określono jeszcze ani w sposób wyraźny określić próbowano, czyli, o ile i jako ma się rozumieć właściwie to słowo: sztuka-narodowa. Jest albowiem wiele sposobów bardzo klasyczną i akademicką formę mających, a sporządzonym, zdałoby się, wyłącznie ku temu, aby treści zawiłe, mianowicie zaś te, których rozwiązanie owoców pochlebnych nie przynosi, omawiać, odraczać lub - solennym pokrywszy milczeniem - mieć je na boku i ostrożnie, jak starą broń nabitą, wokoło której domownikom i dziatwie skrzętnie radzą przechodzić. Taki stary arkebuz wszakże pokazuje się z czasem, że, bynajmniej nabitym nie będąc, próżno straszył lat parę z kąta swego. Sztuka narodowa jako czas może być tylko wyrazicielką historycznej, że tak powiem, godziny, o której naród jaki poczuwa się do udziału w wyrobie ogólnym. Dzisiejsze rysunki chińskie zupełnie tej wartości są, co bizancko-włoskie przed Giottem, lubo Chińczycy na tak niesłychanie wyłącznej osobności trzymają się. Proszę tedy z łaski swojej zjawisko to inaczej wytłumaczyć (!). Sztuka narodowa jako miejsce może już być wyłączniej uważaną, ale i to ze względów następujących: Idea, gdyby tylko myśleniem czczym pozostać miała, nie potrzebowałaby bynajmniej warunkom miejsca odpowiadać; ale że idea prawdą zostać ma, a prawda nie jest tylko onym samym myśleniem czczym, idea przeto poddawaną jest w części pewnej i warunkom miejsca, nie ażeby przez takową próbę traciła co, ale owszem, aby jedną więcej zaletę zdobywała. Duch modlić się może tak szybko, warunki miejsca, przed tą oną szybkością ducha zniknąwszy, jakkolwiek trwają zawsze, nie trwają już dla modlitwy jego: ale człowiek, kiedy modli się, potrzebuje choćby tyle miejsca, aby spokojnie klęknąć mógł. Tak się to ma idea do materii, czas do przestrzeni - rzecz za niesłychanie zawiłą i do okazania niepodobną uważana! Żeby jednak bliższe z tego dla narodowej sztuki wyprowadzić się dało wnioski, równanie ono powyższe nie wystarcza, trzeba jeszcze wyniku z równania tego, trzeba jeszcze tej trzeciej rzeczy, która by, owocem czasu i owocem przestrzeni naraz na drodze sztuki będąc, świadczyła nam nie tylko o istnieniu stopni i kierunków, ale i wskazywała one w pewnym względzie. Takim to więc owocem cóż jest? - wyraz, czyli jak się to potocznie mówi: słowo. Wyraz, słowo, albowiem, naraz prawie miejsca i czasu potrzebując, naraz używa onych, ani bez nich jest sobą. Z tego to względu przeto wyraz piękno u różnych różnostronnie i różnostopniowie rozwiniętych w obliczu sztuki ludów gdy zważymy, okaże się nam najwłaściwiej pierwo-promień wszelakiej sztuki narodowej. A najprzód, najzupełniej błędnym mniemaniem jest, iż owa olimpijska sztuka grecka dla greckości swojej tak wieczno-trwałą i tak wieczno-wzorową okazała się i okazuje; bynajmniej - była ona najwięcej ludzką ze wszech sztuk, a w Grecji miejsce tylko miała, i wcale nie to drugie ponad innych ludów sztukę wyniosło ją. Koło zawsze jest kołem, bez względu na to, czy Euklides, czy mag perski kijem swoim podróżnym wokoło nogi je zakreślił, ale kabalistyczna myśl chaldejska z koła tego, lubo wspólnego wszystkim, zodiak wykreśli, gdy tymczasem dzisiejszy Anglik wyzębi je raczej, na oś wsadzi i do machiny wprzęże. I staną się oto rzeczy dwie, wcale odrębnej treści. Tak samo wyraz "piękny" w ustach dzieci oznacza "tęczowy", to jest - z wszystkich kolorów najsilniejszych złożony. U ludu ruskiego "piękny" znaczy krasny, a krasny - "czerwony". U Sybirczyków podróżnik Castrén zauważył, że dwa tylko wyrazy są determinujące piękność, to jest wyraz: "biały" i wyraz: "czarny", dla przyczyny niezmiernie jasnej, albowiem śniegu nawał leżącego ujednobarwia i ujednokształtnia subtelniejsze różnice rzeczy. Wyraz: "wielki" i "mały", "silny" i "słaby", "gęsty" i "rzadki" itp. Określają tam zawsze jednakowo "biały" lub "czarny". Lelewel podobnież zauważył, że głoskę b, wedle greckiego obiecadła - Kochanowski mówi obiecadło, nie abecadło - zamieniwszy na w, zamieniał się stopniowo i wyraz boli = "biały" na wyraz weli = "wielki" - i odwrotnie. U starożytnych przeto Greków wyrażenie "piękna" (χαλός) używało się i jako "dobre", "zacne", a w brzmieniu swym nosiło zarys najpełniejszej i najogólniejszej formy, to jest koła (polski nawet wyraz "koło" pochodzi z greckiego), i nosiło przeto jeszcze wyrażenie to ślad "ruchu", "życia", od χυλίω ("zataczać", krążyć", "obrót sprawować"). I nosiło w sobie jakoby wyraz "puchar", "toast", od wyrazu χύλτξ ("kielich") - i spełniało się. U starożytnych Rzymian, że sztuka nie była właściwie rzymską, oprócz wojskowej-inżynierii, wyraz przeto pulcher ("piękny") z zabranego do nich kraju przyszedł - to jest z Grecji. Ale oni złożyli go sobie z wyrazu πσλίζ ("wszech") i z wyrazu χορόζ ("chór"), i z brzmienia jeszcze ήρωζ ("bohater"), stanowiąc tym sposobem wyrażenie pojęcia rzymskiego o piękności, jakoby wszech-głosu, wszech-bohaterstwa i jakoby wszech-chrobrych chóru. U Germanów - u Niemców - piękność ma określnik: Schöne; ten nosi w sobie pojęcie obserwacyjne i do czasu zastosowywane, jakoby dojrzałość i dokończoność w porę właściwą określające; dlatego to brzmi w nim i wyraz "słońce" (Sonne), i wyraz "już" (schon), i wyraz scheinen ("wydawać się"), i nareszcie słowo schonen, które znaczy: "szanować", "chronić", "pilnować", "oszczędzać". U spadkobierców Rzymian, Włochów, którzy sobie utworzyli język drugi italski, jakkolwiek nie ma już onego zabranego Grekom wyrazu pulcher, i jest raczej swój własny bello, ten wszelako pokrewny jest starożytnemu rzymskiemu wyrazowi oznaczającemu "wojnę" (bellum) i "taniec" (ballo; ballare), jakoby określając, iż uradowanie się ze zwycięstwa jest piękności wszelkiej źródłem. Toteż nie ma zaiste ludu, u którego by uczucie publicznej radości i ostentacji politycznej znajdowało łatwiej i patetyczniej formy swoje. U Francuzów i u Anglików tenże sam wyraz włoski z niewielkimi wyrzutniami lub odmianami "piękność" znaczy. * U POLAKÓW określnik "piękno" dwa nosi brzmienia w sobie i rozwija się w trzecie: Złożony jest on albowiem z wyrazów "pieśń" i "jęk", a zamienia się w trzeci wyraz, jakoby "po-jęk-ność" i jakoby nad boleścią tryumf znaczący. Krótkość zarysu tego nie dozwala nam tu przebiegać wszystkich poetów polskich, i do onego otworzenia powyżej przez nas wyrazu "piękność" stosować. Ograniczam się przeto na zacytowaniu dwóch tylko wyjątków z dzieł Juliusza Słowackiego wziętych, raz z przyczyny, iż poeta ten najwyłączniej ze wszystkich poetów polskich jest artystą, drugi raz z przyczyny, iż wyjątki te najbliżej treść poszukiwaną określają. W Królu-Duchu mówi on tak o tajemnicach liry (pieśń III): XVII Stary był, pomnę, Zorian się nazywał. Gdy go palono, cichszy od owieczki, Na lirze sobie czasami podgrywał I szedł przez ogień z uśmiechem piosneczki. Ani klątw rzucał - ani wydobywał Głosu wielkiego z maleńkiej lireczki, Głaskał ją tylko, wyjaśniwszy lice, Niby zlęknioną, białą gołębicę. XVIII Zdawał się mówić i twarzą, i ręką Jakby nad brzegiem szemrządzego zdroja: "Nie bój się, liro, bo śmierć nie jest męką. Ani się lękaj cielesnego zboja! - Nie bój się, moja maleńka lirenko, Nie bój się, siostro! Nie bój, córko moja! - A na toż by to nasza mądrość była, Gdyby - przed śmiercią skonać nie uczyła. XIX Przyjmowano cię po domach, po chatach, Pókiś ty ze mną była wędrownicą; Bądźże dziś wdzięczna, a nie płacz przy katach, Bo się ucieszą i ton twój podchwycą... - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Czekaj - wstaniemy oboje po latach, Gdy błysną łuki z tęcz nad okolicą, Wstaniemy razem z wielką jaką zgrają Harfiarzy - co jak anioły śpiewają. Indziej, w najskończeniej pięknym i dojrzałym utworze swoim, Anhellim, tak naucza tenże o pięknem. Anhelli, rozdział II: Lecz wy będziecie w grobach i całuny będą na was spróchniałe; wszakże wasze groby będą święte, a nawet Bóg od ciał waszych odwróci robaki i ubierze was w umarłych dumną powagę - będziecie Tak, jak ojcowie wasi, którzy są w grobach, bo spojrzyjcie na każdą czaszkę ich: nie zgrzyta ani cierpi, lecz spokojną jest i zdaje się mówić: dobrzem uczyniła. Dalej - nawet o piękności kobiety, w rozdziale XIII: Serce jej od modlitwy ciągłej stało się pełne łez, smutków i niebieskich nadziei i wypiękniało na niej ciało. - Oczy rozpromieniły się blaskiem cudownym i ufnością w Bogu, a włosy stały się długie i podobne szacie obszernej, kiedy się w nie ubierała, i podobne namiotowi biednego pielgrzyma. Jako jednakże Grecy mieli w wyrazie χαλόζ formalne także określenie "koła", tak Polacy nie już w jednym i tym samym wyrazie "piękno" mają formalną onegoż podwalinę, ale w osobnym architektonicznej piękności określniku "ładny", "ładny" albowiem idzie od wyrazu "ład" - porządek i harmonię oznaczającego. I "ładny" jest wyrazem tak ściśle formalnym, jak "piękny" wewnętrznym i duchowym, tamten albowiem zastosowanie tylko harmonijne do porządku jakiegoś istniejącego okazuje, gdy ten przypuszcza dramę, boleść, jęk, a dokonania i po-konania onych, nowy zdobywając ład, spodziewa się. Niższym wiele od określenia "ładny" jest jeszcze na koniec wyraz "śliczny", znaczący jedynie piękność porównawczą, krytyczną, wyborową, a tłumaczący się brzmieniami swymi, iż oznacza rzecz obliczem z licznych pierwszą i wyborną. Co do wyrazu "brzydki", ten wybrzmiewa: bez-życia, bez-użytku będący; określnik zaś "szkaradny" znaczy: za-karę-dany, czyli potworny, czyli potwór. 39 TĘCZA Czyż łatwiej, łatwiej, planetę zwaśnioną Zeswoić z Tęczą Twórcy rozjaśnioną, Lub upiąć w niebie gwiazdy klamrą, Niż serca ludzi - wpierw, niż ludzie zamrą ?! PIĘKNO ... Bóg widzi wszystko - - "Jakże to być może, By tyle brzydot zniosło oko Boże ?..." - Chcesz poznać, jak to ? w drobnym przybliżeniu, Spojrzyj artysty okiem na ruinę, Na pajęczyny przy słońca promieniu, Na mierzw na polach, na garncarską glinę - - - Wszystko nam dał On, nawet ślad, jak widzi Sam, nie zazdrości nic, nic się nie wstydzi ! - Jest wszakże pycha, co złoci się słońcem Dufając, że jej słońce nie przenika; Ta - kontemplacji i wzroku jej końcem, Ta - zatrzymaniem Boskiego promyka, By zgasłą jasność i noc czuł u powiek Najniewdzięczniejszy twór na świecie: człowiek. - Wkażdej z sztuk niechże wszystkie lśnią - prócz onej Przez którą utwór będzie wyrażony. Wędrowny Sztukmistrz
Z życia Lorenza Snowa Nawet po otrzymaniu świadectwa o tym, że Józef Smith był prorokiem, Lorenzo Snow wahał się co do tego, czy powinien przystąpić do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Wiedział, że jeśli zostanie członkiem Kościoła, będzie musiał porzucić niektóre swoje świeckie aspiracje. Jednak po doświadczeniu, które nazywał „zawziętym zmaganiem się serca i duszy”, zgodził się przyjąć chrzest. Wspominał: „Z pomocą Pana — bo jestem pewien, że On musiał mi w tym pomóc — złożyłem na ołtarzu swoją dumę, swe świeckie ambicje oraz aspiracje i, pokornie jak dziecko, wstąpiłem do wód chrztu i otrzymałem obrzędy ewangelii. […] Przyjąłem chrzest i obrzęd nałożenia rąk przez tego, kto oświadczył, że posiada boskie upoważnienie”1. Otrzymawszy to błogosławieństwo, pragnął podzielić się nim z innymi. W liście, który napisał, będąc misjonarzem we Włoszech, powiedział: „W większości krajów otwarcie bram królestwa Boga wiąże się z wieloma problemami i obawami. Sami doświadczyliśmy tego w dużej mierze. Dlatego z wielką przyjemnością wstąpiłem w wody chrztu z pierwszym kandydatem na otrzymanie życia wiecznego. Nigdy język włoski nie miał dla nas tak pięknego brzmienia, jak w tamtej ciekawej chwili, kiedy dokonywałem tego świętego obrzędu, otwierając drzwi, których nikt nie może zamknąć”2. [Zob.: propozycja 1. na str. 58]. Nauki Lorenza Snow Kiedy przestrzegamy zasad, które ustanowił Bóg, otrzymujemy od Niego błogosławieństwa. Istnieją pewne zasady ustanowione przez Boga, które będąc rozumiane i przestrzegane, doprowadzą ludzi do zdobycia duchowej wiedzy, darów i błogosławieństw. We wczesnych epokach świata, również za czasów apostołów, ludzie wchodzili w posiadanie duchowych mocy i różnych przywilejów, otrzymując zrozumienie pewnych zasad ustanowionych przez Pana i wiernie podążając za nimi. Na przykład Abel — jeden z synów Adama — dowiedziawszy się, że składanie ofiar jest przykazaniem ustanowionym przez Boga, poprzez które ludzie mogą otrzymać błogosławieństwa, zabrał się do pracy, był posłuszny temu przykazaniu, dokonał ofiary, przez co otrzymał wspaniałe objawienia od Najwyższego [zob. I Ks. Mojżeszowa 4:4; List do Hebrajczyków 11:4]. Kolejny przykład stanowią Przedpotopowcy [ludzie, którzy żyli przed Wielkim Potopem]. Kiedy stali się niegodziwi i nadchodził czas ich zagłady, Pan objawił sposób, w jaki prawi ludzie będą mogli uniknąć potopu. Według tego objawienia wszyscy, którzy zrozumieli i zastosowali ten sposób, mieli pewność, że otrzymają obiecane błogosławieństwo [zob. I Ks. Mojżeszowa 6–8]. Jozue, zanim zajął Jerycho, musiał podjąć pewne kroki wyznaczone przez Boga. Kiedy, zgodnie z przykazaniem, podjęte zostały właściwe działania, miasto niezwłocznie stało się jego zdobyczą. [Zob. Ks. Jozuego 6]. Kolejny przykład stanowi Naaman, kapitan wojsk asyryjskich. Będąc dotknięty trądem i usłyszawszy o proroku Eliaszu, poprosił go o uleczenie z tego schorzenia. Prorok, na którym spoczywał Duch Święty [przekazujący] mu Wolę Boga, poinformował Naamana, że jeśli obmyje się w rzece Jordan siedem razy, powróci do zdrowia. Na początku Naaman uważał to działanie za zbyt łatwe, był więc niezadowolony i niechętny, żeby się zastosować do tak prostego polecenia. Po należytym rozważeniu ukorzył się i podporządkował prawu, a błogosławieństwa przyszły natychmiast. [Zob. II Ks. Królewska 5:1–14]. […] Kiedy została wprowadzona dyspensacja Ewangelii, dary i błogosławieństwa były otrzymywane na podobnych zasadach, a mianowicie w oparciu o posłuszeństwo pewnym ustalonym prawom. Pan wyznaczył określone działania, obiecując tym, którzy je wykonają, pewne szczególne przywileje; a jeśli te działania zostaną dokonane w każdym szczególe, wtedy obiecane błogosławieństwa na pewno zostaną spełnione3. Obrzędy chrztu i konfirmacji, mające wymiar zewnętrzny, są nierozłącznie związane z wewnętrznym działaniem wiary i pokuty. Niektórzy mają błędne wyobrażenia na temat dyspensacji Ewangelii, sądząc, że dary i błogosławieństwa nie były uzyskiwane przez widoczne obrzędy czy widoczne działania, ale jedynie poprzez wiarę i pokutę, poprzez działania umysłowe — oderwane od działań fizycznych. Lecz jeśli odłożymy na bok tradycje, zabobony i wierzenia ludzkie, będziemy postrzegać słowo Boże, zauważając, że zewnętrzne działania i widoczne obrzędy w dyspensacji Ewangelii były nierozłącznie związane z działaniami wewnętrznymi — z wiarą i pokutą. Na dowód tego przedstawiam następujące spostrzeżenie: Zbawiciel rzekł: „Dlaczego mówicie do mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię?” [Ew. Łukasza 6:46]. Znowu mówi: „Każdy więc, kto słucha tych słów moich i wykonuje je, będzie przyrównany do męża mądrego, który zbudował dom swój na opoce”. [Zob. Ew. Mateusza 7:24]. I: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony”. [Ew. Marka 16:16]. W podobny sposób mówi: „Jeśli się kto nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do Królestwa Bożego”. [Ew. Jana 3:5]. Te słowa naszego Zbawiciela wymagają od ludzi dokonywania czynów zewnętrznych, aby uzyskali zbawienie. W Dniu Zielonych Świąt Piotr powiedział do otaczającego go tłumu: „Upamiętajcie się i niechaj się każdy z was da ochrzcić […] na odpuszczenie grzechów […], a otrzymacie dar Ducha Świętego”. [Zob. Dzieje Apostolskie 2:38]. Z tej proroczej wypowiedzi dowiadujemy się, że ludzie musieli dokonywać zewnętrznych działań, takich jak chrzest w wodzie, aby mogli otrzymać odpuszczenie grzechów, a potem dar Ducha Świętego. Jednak przed podjęciem działań na zewnątrz, musiało być dokonane działanie wewnętrzne — związane z wiarą i pokutą. Wiara i pokuta poprzedzają chrzest; chrzest poprzedza odpuszczenie grzechów i otrzymanie daru Ducha Świętego. […] Niektórzy błędnie uważają, że niewłaściwym jest zaliczanie chrztu do podstawowych zasad ustanowionych przez Boga, których należy przestrzegać w celu uzyskania odpuszczenia grzechów. W odpowiedzi na to oświadczamy, że Zbawiciel i apostołowie dokonywali tych obrzędów przed nami; dlatego czujemy się zobligowani do podążania za ich przykładem. […] Chrzest […] oczyszcza nasze dusze z grzechu i nieprawości poprzez wiarę w wielkie Zadośćuczynienie. […] To jest jasne, że aby móc otrzymać przywileje Ewangelii, muszą być podjęte działania zewnętrzne i musi mieć miejsce wiara i odpokutowanie4. [Zob.: propozycja 2. na str. 58]. Chrzest jest dokonywany przez zanurzenie, a nadanie daru Ducha Świętego odbywa się przez nałożenie rąk. Jako że chrzest w wodzie jest częścią Ewangelii Chrystusa, jak zauważamy, słudzy Boga we wcześniejszych epokach przykładali ogromną wagę do dokonywania tego obrzędu. […] Spróbujemy teraz przez chwilę uzyskać właściwy obraz tego, w jaki sposób dokonywany był chrzest. Oczywistym jest, że istniał tylko jeden sposób, w jaki miał być dokonywany ten obrzęd, i sposób ten został wyjaśniony apostołom, którzy ściśle wzorowali się na nim w całej swojej służbie. Aby zdobyć właściwe wyobrażenie na ten temat, trzeba będzie odnieść się do okoliczności, w jakich dokonywano chrztu. Jest napisane o Janie [Chrzcicielu], że był ochrzczony w Ainon, ponieważ było tam dużo wody [zob. Ew. Jana 3:23]; gdyby pokrapianie wodą było sposobem chrzczenia, trudno byłoby przypuszczać, że przybył do Ainon z powodu obfitości wody, bo doprawdy wystarczyłoby jej niewiele, żeby pokropić całą Judeę, a byłoby to możliwe bez podróżowania do Ainon. Powiedziano nam również, że chrzcił w rzece Jordan i że po tym, jak nasz Zbawiciel został ochrzczony, powstał z wody, co wyraźnie wskazywało na to, że zanurzył się w wodzie, aby obrzęd mógł być przeprowadzony we właściwy sposób [zob. Ew. Mateusza 3:16]. Następnie napisano o eunuchu, który wszedł do wody z Filipem, a potem z niej wyszedł [zob. Dzieje Apostolskie 8:26–38]; każdy, kto przyznaje słuszność argumentom przemawiającym za chrzczeniem przez pokropienie czoła wodą i twierdzi, że taki sposób spełnia swój cel, musi zgodzić się, że wymienione osoby nigdy nie weszłyby do wody, aby otrzymać ten obrzęd. Paweł w listach do świętych daje nam proste świadectwo przemawiające za zanurzeniem. […] Apostoł ten oświadczył, że święci zostali pogrzebani z Chrystusem poprzez chrzest [zob. List do Rzymian 6:4; List do Kolosan 2:12]. To oczywiste, że nie mogli zostać pogrzebani poprzez chrzest, gdyby nie zostali całkowicie ogarnięci lub przykryci wodą. Nie można powiedzieć, że coś jest pogrzebane, jeżeli jakaś część tego pozostaje odkryta; tak więc człowiek nie może zostać pogrzebany poprzez chrzest, jeżeli cała jego postać nie znajdzie się w wodnym żywiole. To wyjaśnienie apostoła na temat sposobu chrzczenia bardzo pięknie współgra ze słowami naszego Zbawiciela: „Jeśli się kto nie narodzi z wody” itd. Narodzenie się z czegoś oznacza bycie umieszczonym w czymś; a wynurzenie się lub powstanie z tego, czyli narodzenie się z wody, musi również oznaczać znalezienie się w łonie wody i wyjście z niej. Wierzę, że powiedziałem już wystarczająco słów, aby przekonać każdy rozsądny i nieuprzedzony umysł do tego, że zanurzenie było sposobem, w jaki dokonywano chrztu w czasach wczesnego chrześcijaństwa, kiedy ewangelia była głoszona w swej czystej formie i pełni, dlatego na tym zakończę swoje rozważania. Z szóstego [rozdziału] Listu do Hebrajczyków dowiadujemy się, że nałożenie rąk było wymienione jako jedna z zasad Ewangelii. Wszyscy wiedzą, że zarówno ten obrzęd, jak i chrzest dla odpuszczenia grzechów przez zanurzenie są raczej zaniedbywane w kościołach chrześcijańskich w dzisiejszych czasach; kilka uwag na ten temat, mam nadzieję, okaże się przydatnych. Mamy kilka przykładów na to, że Chrystus kładł ręce na chorych i uzdrawiał ich; a w swoim poleceniu do apostołów w ostatnim rozdziale Ewangelii Marka powiedział: „A takie znaki będą towarzyszyły tym, którzy uwierzyli: […] na chorych ręce kłaść będą, a ci wyzdrowieją” itd. Ananiasz położył ręce na Saulu, który odzyskał swój wzrok natychmiast po dokonaniu tego obrzędu [zob. Dzieje Apostolskie 9:17–18]. Paweł, będąc rozbitkiem na wyspie Malta, położył ręce na ojcu Publiusza, naczelnika wyspy, i uzdrowił go z gorączki [zob. Dzieje Apostolskie 28:8]. Te kilka spostrzeżeń wyraźnie wskazuje na to, że nakładanie rąk jest wyznaczonym przez Boga sposobem, dzięki któremu można otrzymać niebiańskie błogosławieństwa. Choć uzdrawianie chorych było związane z obrzędem nałożenia rąk, to kiedy bliżej poznamy ten temat, odkryjemy, że z tym obrzędem łączyło się jeszcze większe błogosławieństwo. Jest napisane, że Filip w mieście Samaria ochrzcił mężczyzn i kobiety, którzy wielce się radowali ze swojego chrztu. Prawdopodobnie ich radość była rezultatem otrzymania odpuszczenia grzechów — poprzez wiarę, pokutę, chrzest — oraz otrzymania części Świętego Ducha Boga, co nastąpiło w naturalny sposób po tym, jak uzyskali odpowiedź na prośbę o czyste sumienie, która przyszła wraz z odpuszczeniem ich grzechów. Dzięki tej części Ducha Świętego, którą posiedli, zaczęli widzieć królestwo Boga. Bowiem będzie przypomniane, że nasz Zbawiciel oświadczył: „Jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego”; w kolejnym wersecie jest napisane, że człowiek nie może do niego wejść, jeżeli nie narodzi się dwa razy — najpierw z wody, a potem z Ducha [zob. Ew. Jana 3:3–5]. Ci ludzie w Samarii narodzili się z wody — narodzili się po raz pierwszy, dlatego byli w stanie ujrzeć królestwo Boga, rozważać oczami wiary związane z nim różnorodne błogosławieństwa, przywileje i chwały; ale jako że nie narodzili się po raz drugi, a mianowicie z Ducha, nie weszli jeszcze do królestwa Boga — nie posiedli jeszcze w pełni przywilejów związanych z Ewangelią. Kiedy apostołowie w Jerozolimie usłyszeli o sukcesie Filipa, wysłali Piotra i Jana do Samarii, aby dokonali nałożenia rąk. Dlatego, kiedy przybyli do Samarii, nałożyli ręce na tych, którzy uprzednio zostali ochrzczeni, aby otrzymali Ducha Świętego. [Zob. Dzieje Apostolskie 8:5–8, 12, 14–17]5. [Zob.: propozycja 3. na str. 58]. Błogosławieństwa chrztu i konfirmacji urzeczywistniają się tylko wtedy, gdy te obrzędy są dokonywane dzięki właściwemu upoważnieniu. Jeżeli [obrzędy] nie są dokonywane przez kogoś, kto rzeczywiście jest posłany od Boga, błogosławieństwa związane z nimi nie nastąpią. Apostołowie i siedemdziesiąci zostali ustanowieni przez Jezusa Chrystusa, aby dokonywali obrzędów Ewangelii, dzięki którym ludzie mogli cieszyć się darami i błogosławieństwami wiecznych światów. Dlatego Chrystus powiedział apostołom: „Którymkolwiek grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są zatrzymane” [zob. Ew. Jana 20:23]. To oznacza, że każdy, kto się ukorzy, szczerze odpokutowując za swoje grzechy, i przyjmie chrzest z rąk apostołów, otrzyma przebaczenie za swoje grzechy dzięki zadość czyniącej krwi Jezusa Chrystusa, a poprzez nałożenie rąk otrzyma Ducha Świętego; lecz grzechy tych, którzy odmówią przyjęcia od apostołów tego porządku rzeczy, zostaną zatrzymane. […] Ta moc i upoważnienie do przeprowadzania obrzędów Ewangelii zostały nadane innym przez apostołów, tak aby nie tylko apostołowie dzierżyli ten ważny urząd. […] Dopóki nie ma kogoś, kto posiada taki urząd, kogoś, kto posiada upoważnienie, aby chrzcić i nakładać ręce, żaden człowiek nie ma obowiązku otrzymywania tych obrzędów ani nie powinien oczekiwać związanych z nimi błogosławieństw — mogą one zostać przeprowadzone tylko we właściwy sposób. […] Upoważnienie do przeprowadzania obrzędów Ewangelii [zostało] utracone na wiele wieków. […] Kościół ustanowiony przez apostołów stopniowo popadł w odstępstwo, zawędrował na pustkowie i utracił swoje upoważnienie, swoje kapłaństwo, a odstępując od porządku Boga, utracił swoje dary i łaski; przekroczył prawa i zmienił obrzędy Ewangelii, zamienił zanurzenie na pokropienie i całkowicie zaniechał nakładania rąk; zlekceważył proroctwo i nie dawał wiary znakom. […] Ujrzawszy i przepowiedziawszy zejście kościoła w ciemność, Jan w Objawieniu [rozdz. 14., wers 6.] […] powiedział o przywróceniu Ewangelii: „I widziałem innego anioła, lecącego przez środek nieba, który miał ewangelię wieczną, aby ją zwiastować mieszkańcom ziemi”; tak więc ewidentne jest, że proroctwo to miało zostać wypełnione w czasie poprzedzającym drugie przyjście naszego Zbawiciela. […] Składam teraz świadectwo, mając największe zapewnienie dzięki objawieniu od Boga, że to proroctwo już zostało wypełnione, że Anioł Boga ukazał się człowiekowi w tych ostatnich dniach i przywrócił to, co zostało dawno utracone — samo kapłaństwo, czyli klucze królestwa oraz pełnię wiecznej Ewangelii6. [Zob.: propozycja 4. na str. 58]. Kiedy będziemy dotrzymywać przymierza chrztu i starać się o przewodnictwo Ducha Świętego, wtedy obiecane błogosławieństwa z pewnością napłyną. Taki był porządek Ewangelii za czasów apostołów: wiara w Jezusa Chrystusa, odpokutowanie, chrzest przez zanurzenie dla odpuszczenia grzechów i nałożenie rąk dla otrzymania daru Ducha Świętego. Kiedy ten porządek był rozumiany i właściwie wprowadzany w życie, skutkowało to natychmiastowym przypływem mocy, darów, błogosławieństw i wspaniałych przywilejów. Kiedy te działania są właściwie przeprowadzane i wypełniane we właściwym czasie i kolejności, te same błogosławieństwa z pewnością napłyną w każdym stuleciu i epoce. Jeśli jednak odstępuje się od tego porządku, czy to całkowicie, czy częściowo, wtedy te błogosławieństwa zanikają w pełni lub są bardzo ograniczone. Chrystus w Swoim poleceniu do apostołów mówi o kilku nadprzyrodzonych darach otrzymanych przez tych, którzy byli posłuszni temu porządkowi [zob. Ew. Marka 16:15–18]. Paweł […] szerzej opisuje różne dary, które towarzyszyły pełni Ewangelii; wymienia dziewięć z nich i oznajmia nam, że są one skutkiem działania bądź owocami Ducha Świętego [zob. I List do Koryntian 12:8–10]. Duch Święty był obiecany wszystkim — tym, których powoła Pan [zob. Dzieje Apostolskie 2:37–39]. Jako że dar ten jest niezmienny w swej naturze i oddziaływaniu oraz nierozerwalnie związany obietnicą co do jego zasady, czyli porządku rzeczy, to oczekiwanie tych samych darów i błogosławieństw jest sensowne, logiczne i zgodne z tym, co mówią pisma święte; jeżeli Noe, który zbudował Arkę, zasługiwał na swoje doczesne zbawienie i otrzymał je zgodnie z obietnicą [zob. Mojżesz 7:42–43], jeżeli Jozue, który otaczał Jerycho tyle razy, ile podano, mógł przejść przez upadłe mury miasta i wziąć w niewolę jego mieszkańców [zob. Ks. Jozuego 6:12–20], jeżeli Izraelici, którzy złożyli nakazane ofiary, mogli potem otrzymać odpuszczenie grzechów, jak im to obiecano [zob. III Ks. Mojżeszowa 4:22–35] lub Naaman, który dostosował się do zalecenia Elizeusza, obmywając się siedmiokrotnie w rzece Jordan, mógł zasłużyć na uzdrowienie i otrzymać je [zob. II Księga Królewska 5:1–14], w końcu jeżeli ślepiec, obmywszy się w sadzawce Syloe, mógł zasłużyć na obiecaną nagrodę i otrzymał ją [zob. Ew. Jana 9:1–7], w takim razie — a mówię to uprzejmie i ze stanowczością — kiedy tylko człowiek odłoży na bok uprzedzenia, sekciarskie poglądy i fałszywe tradycje, i dostosuje się całkowicie do porządku Ewangelii Jezusa Chrystusa, wtedy nic pod celestialnymi światami nie przeszkodzi mu w tym, żeby zasłużył sobie na dar Ducha Świętego i otrzymał wszystkie związane z Ewangelią błogosławieństwa, jakie były dostępne w epoce apostolskiej. Aby przyjąć religię, która zbawi nas w obecności Boga, musimy przyjąć Ducha Świętego, i aby przyjąć Ducha Świętego, musimy uwierzyć w Pana Jezusa, następnie odpokutować za nasze grzechy, to znaczy porzucić je, a potem wstąpić w wody chrztu przez zanurzenie dla odpuszczenia grzechów i otrzymać nałożenie rąk7. Kiedy otrzymaliśmy tę Ewangelię, zawarliśmy przymierze z Bogiem, że będziemy prowadzeni i kierowani, że będziemy podążać za wskazówkami Świętego Ducha i że będziemy postępować zgodnie ze wskazówkami płynącymi z zasad, które dają życie, dają wiedzę, dają zrozumienie spraw Boga, przekazują nam Jego wolę; zawarliśmy przymierze, że będziemy pracować dla wypełnienia celów Boga w niesieniu zbawienia rodzinie ludzkiej, przyjmując za życiowe motto słowa: „Królestwo Boga albo nic”. Na ile dotrzymujemy tych przymierzy […] i podążamy za wskazaniami Ducha Świętego — musimy osądzić sami. Jak długo tak czynimy, tak długo otrzymujemy błogosławieństwa Wszechmogącego, tak długo oświecone są nasze umysły, pogłębione jest nasze zrozumienie, a my robimy postęp na drodze do świętości, na drodze do doskonałości. […] Jeśli brakuje nam wierności, […] to jesteśmy przegrani w tym przedsięwzięciu, w które zaangażowaliśmy się w celu osiągnięcia życia wiecznego, w celu zdobycia wystarczającej mądrości i wiedzy oraz boskiej inteligencji, by powstrzymać falę zła i pokus, które nas otaczają. I jak długo podążamy za wskazówkami tego boskiego Ducha, tak długo doświadczamy radości i spokoju w naszych duszach, tak długo jesteśmy w stanie pokonać wroga, tak długo gromadzimy sobie skarby, których mól i rdza nie zniszczą, i tak długo dokonujemy postępu na naszej ścieżce do królestwa celestialnego8. [Zob.: propozycja 5. poniżej]. Propozycje dotyczące studiowania i nauczania Podczas studiowania tego rozdziału lub przygotowywania lekcji rozważ poniższe zagadnienia. Dodatkową pomoc znajdziesz na stronach V–VIII. Czytając opisy na stronach 47–49, pomyśl o swoim własnym chrzcie i konfirmacji lub o tym, jak byłeś kiedyś świadkiem przyjęcia przez kogoś tych obrzędów. Jakie zawarłeś przymierza, przyjmując te obrzędy? Jaki wpływ na twoje życie miały te obrzędy? Dlaczego wiara i pokuta bez otrzymania tych obrzędów nie wystarczają? Dlaczego nie wystarczają obrzędy bez wiary i pokuty? Rozważając lub omawiając te pytania, przejrzyj nauki Prezydenta Snowa na temat wewnętrznych działań i zewnętrznych obrzędów (str. 50–51). Przestudiuj nauki Prezydenta Snowa na str. 52–54, zwracając uwagę na fragmenty z pism świętych, do których się odniósł. W jaki sposób fragmenty te pogłębiają twoje zrozumienie potrzeby chrztu przez zanurzenie? Jak uważasz, dlaczego nałożenie rąk dla otrzymania daru Ducha Świętego jest „[większym] [błogosławieństwem]” niż nałożenie rąk w celu błogosławienia chorych? Przeczytaj podrozdział, który rozpoczyna się na str. 55. Jakie „dary i łaski” posiadasz w życiu dzięki przywróceniu kapłaństwa? Przestudiuj ostatnie dwa akapity tego rozdziału. Co dla ciebie oznacza bycie prowadzonym i kierowanym przez „[wskazówki] Świętego Ducha”? W jaki sposób fragment z Nauk i Przymierzy 68:25–28 odnosi się do nauk w tym rozdziale? Co mogą zrobić rodzice, aby pomóc swoim dzieciom w zrozumieniu, czym jest wiara, pokuta, chrzest i dar Ducha Świętego? Pokrewne fragmenty z pism świętych: 2 Nefi 31:12, 17–20; Mosjasz 18:8–10; Alma 5:14; NiP 20:37; 36:2; 39:6; 130:20–21. Pomoc w nauczaniu: „[Unikajcie] pokusy, by przeładowywać lekcję materiałem do przekazania. […] Nauczamy ludzi, a nie tematu jako takiego; a […] każdy zarys lekcji, z jakim się spotkałem, będzie zawierał niewątpliwie więcej materiału, niż jesteśmy w stanie zrealizować w wyznaczonym czasie” (Jeffrey R. Holland, „Teaching and Learning in the Church”, Ensign, czerwiec 2007 r., str. 91).
polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński włoski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. formulazione testo suono suonitenore letterale sound audio tono riformulazione Sugestie Powinno to wynikać z precyzyjnego brzmienia każdego rodzaju umowy. Tale valutazione deve considerare la formulazione precisa di ciascuna categoria di contratti. W wyniku oceny tego wniosku dostosowanie brzmienia tych oświadczeń wydaje się uzasadnione. In seguito alla valutazione della loro richiesta risulta giustificato modificare la formulazione di tali dichiarazioni. Dostosowania brzmienia niektórych postanowień do obecnego sposobu myślenia i polityki WE. Conformare il testo di talune disposizioni al modo di pensare attuale e alla politica dell'Unione. Taka interpretacja jest bardziej naturalna dla brzmienia samych dyrektyw. Una tale interpretazione è più confacente al testo delle direttive stesse. Każda samogłoska ma określony czas trwania i charakter brzmienia, oryginalne użycie różnych właściwości dźwięków wyróżnia język poetycki różnych autorów. Ogni vocale ha una durata speciale e un carattere di suono, l'uso originale di varie proprietà dei suoni è distinto dalle lingue poetiche di diversi autori. Oprogramowanie jest w stanie dostosować brzmienia, tempo, wokal i inne wskaźniki kompozycji muzycznych. Il software è in grado di regolare il suono, ritmo, voce e altri indici di composizioni musicali. Artykuł 51 dotyczący komitologii został dostosowany do standardowego brzmienia. L'articolo 51 sulla procedura del comitato è stato modificato per adattarlo al testo standard. Skandynawski styl, minimalizm nabiera specjalnego brzmienia w łazience, którą malowana podszewka tylko uszlachetnia. Stile minimalista, il minimalismo assume un suono speciale in bagno, che il rivestimento dipinto nobilita. Sprawozdawca uważa przepisy dotyczące sankcji skreślone przez Radę za nieodzowne i wprowadza szereg poprawek w celu odtworzenia pierwotnego brzmienia. Il relatore ritiene irrinunciabili le disposizioni in materia di sanzioni soppresse dal Consiglio e introduce una serie di emendamenti volti al ripristino della formulazione originaria. Komisja proponuje również doprecyzowanie zakresu stosowania niektórych finansowanych działań oraz udoskonalenie brzmienia niektórych artykułów. La Commissione si propone altresì di chiarire la portata di alcune delle misure finanziate e di migliorare la formulazione di taluni articoli. Dostosowanie do brzmienia ostatnio zmienionej dyrektywy w sprawie prospektów emisyjnych. Allineamento al testo dell'ultima revisione del prospetto. Poprawka służy wyjaśnieniu brzmienia i dostosowaniu tekstu do załącznika II MiFID oraz zagwarantowaniu pewności prawnej emitentowi. Si tratta di chiarire la formulazione e di allineare il testo con l'Allegato II della MiFID per dare maggiore certezza giuridica all'emittente. Pozostałe postanowienia określone w art. 11 dostosowano do brzmienia wniosku dotyczącego praw pasażerów w transporcie morskim. Altre disposizioni contenute all'articolo 11 sono state allineate alla formulazione della proposta relativa ai diritti dei passeggeri nel trasporto marittimo. h) propozycję precyzyjnego i jasnego brzmienia danego wyłączenia; (h) una proposta di formulazione chiara e precisa della deroga; Poprawka ma na celu przywrócenie brzmienia pierwotnego rozporządzenia oraz dostosowanie artykułu do wzorcowych sformułowań uzgodnionych przez trzy instytucje. L'emendamento mira a ripristinare la formulazione del regolamento originario e ad allineare questo articolo con le formule tipo concordate dalle tre istituzioni. Czuje, że twórcy wykonali poważną pracę w celu uzyskania nowego brzmienia. Si Sente che gli sviluppatori hanno fatto un lavoro serio per ottenere un nuovo suono. Austriacki wykaz jest stale aktualizowany w celu dostosowania do brzmienia wspólnego wykazu uzbrojenia UE. L'elenco austriaco viene costantemente aggiornato per adattarlo al testo dell'elenco comune delle attrezzature militari dell'UE. Dodatkowo, nasze algorytmy wyboru szablonu zostały zaprojektowane, aby zapewnić naturalną zmienność brzmienia z jednej wiadomości do następnego. Inoltre, i nostri algoritmi di selezione del modello sono stati progettati per garantire la variazione naturale di formulazione da un messaggio al successivo. Tak, ale to było ważne dla brzmienia. Sì, proprio così - Sì. Ma è davvero molto importante per il suono. Przyzwyczaiłam się do brzmienia twego głosu. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 498. Pasujących: 498. Czas odpowiedzi: 143 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200
nazywał się dla pięknego brzmienia